piątek, 27 lutego 2015

Seventeen

UWAGA, UWAGA!!! PRZECZYTAJ NOTKĘ NA DOLE!!!
- Sypa, kurde mówiłam żebyś tak nie robił, wykręcę rękę i przerzucę prze plecy i Cię będą zbierać z podłogi. – pogroziłam mu palcem
- oj tam, oj tam, no chodź tu… - przytulił mnie – ile ja na to czekałem!
- No durny, no! – tylko tak to skomentowałam i musiałyśmy już ich pozostawić.
W związku z meczem, każdy był nastawiony bojowo, co do tego widowiska. Większość wiedziała, jak Niemcy dostali się na ten mundial, tzw. tylnym wejściem. Pierwsza połowa, zdecydowanie była nasza, jednak po przerwie, cos zaczęło się psuć. Obrona nie działała tak jak powinna i było za dużo błędów a ofensywie. – tak Monika znawca. Po prostu jak człowiek ‘siedzi’ w tyle dobrych kilka lat, to już człowiek nie patrzy na to jak ‘ z fotela’, tam każdy jest selekcjonerem i najlepszym trenerem. Człowiek, który ma styczność z jakąkolwiek dyscypliną, zupełnie inaczej patrzy na to co robią zawodnicy na boisku. Pomimo, że mecz nie zakończył się tak jakbyśmy tego chcieli to i tak, początek mundialu, więc bez spiny. Po meczu, nikt nie mógł podejść do chłopaków. Taka Katarska zasada. Tak wiec, poszłyśmy trochę pochodzić po sklepach, ale jakoś nic nam ‘dupy nie urwało’, więc wróciłyśmy do hotelu. Tam poszłam do swojego pokoju, ale zaraz ktoś zapukał do drzwi.
- Można – wychylił się Kamil
- Jasne.  – chwila ciszy – Dobry mecz.
- Weź się Moniś kopnij w głowę!
- No co?
- Dobry? – zapytał z politowaniem
- No a nie? Dobry pod względem technicznym.
- Widać, ze córka byłego zawodnik.
- Jakiego zawodnika? Tyle co się Dariusz nagrał za młodu, to wiesz….
- No, nie mów, że Cię nie szkolił.
- Coś tam kiedyś, ale więcej to mnie wytrwałości i pokory nauczył na tyk kilku ” treningach”.
- I to i to bardzo potrzebne. A tak w ogóle, na ile zostajesz?
- Mam nad ranem samolot, ale mam bilety na finały.
- Oba?
- Oba, nie przewiduję inaczej. Normalnie ostatnimi czasy czuję się jak Wróż Maciej, tyle rzeczy wywróżyłam, że szok.
- Wróżbita, a nie Wróż!
- Oglądałam go ostatnio i tam kazał na siebie mówić Wróż, pamiętaj ze mną nie wygrasz. – zaśmiałam się.
- Za długo Cię znam, żeby sądzić, że z tobą w czymkolwiek wygram.
- Miło, serce rośnie. – zaśmiałam się
- To może ja tym razem Ci coś wywróżę. – Kamil zaczął myśleć, ale nie zbyt długo, bo piętro pod nami, zaczęła się niezła impreza.
- Oni mają tutaj jakąś ciszę nocną, czy coś?
- Nie wiem, ale też nie wiem, jaką przyszłości Ci przepowiedzieć.
- Żebym inżyniera obroniła, bo nie wiem czy wiesz, ale mam ze sobą notatki i się w samolocie uczę, bo to już za miesiąc prawie, a ja jestem w czarnej dupie mówiąc krótko.
- Dasz rade, bo jak nie Ty to kto?
Naszą rozmowę raczej nie można nazwać rozmową, bo ludzie w wieku 22+, powinni zachowywać jakieś pozory dojrzałości i normalności, a u nasz ani jednego, ani drugiego nie było widać na horyzoncie. Nasze ‘rozmowy’ trwały, tak samo jak impreza na dole, dostałam cynk od taty, że to panowie ‘ w turbanach’, czyli bogaci szejkowie, którzy uważają się za nie wiadomo kogo. Wychodząc z mojego ulubionego założenia, że ‘nikt mnie tu nie zna’, postanowiłam pójść i powiedzieć im kilka słów, bo była już dość późna godzina, a tak samo dla innych kadrowiczów, jak i dla zwykłych mieszkańców hotelu,  było to dość dręczące. Poszłam pełna werwy i determinacji, by ich jakoś ogarnąć. Jednak przeliczyłam się. Kiedy jeden z panów otworzył drzwi, zjechał mnie wzrokiem od góry do dołu, pytająco spojrzał. Ja grzeczni powiedział, że w hotelu są też inni ludzie i nie każdy ma dziś ochotę na taka imprezę, zważywszy na to, ze są drużyn, które jutro, grają ważne mecze. Ten tylko spojrzał na mnie i zrobił minę typu ‘pfff’. Na tym zakończyła się moje konwersacja, a raczej monolog. Wkurzona na maksa zeszłam do recepcji i poprosiłam do siebie kierownika. Powiedziałam, że jestem oburzona zachowaniem jego gości i jest to nie sprawiedliwe w stosunku do innych gości, bo takie sytuacje nie mogą mieć miejsca, tam gdzie przebywają reprezentanci krajów. Po jego minie wniosłam, że zbytnio się tym nie zainteresował.
- Jeśli pan czegoś z tym nie zrobi, to ja w tym momencie pakuje się i wyjeżdżam, a skandal międzynarodowy to tylko kwestia czasu. Chyba sobie pan nie zdaje sprawy jak potężną moc ma Internet, wystarczy jeden post, na odpowiedniej stronie, a pół Świata pana znienawidzi. – kiedy wspomniałam o skandalu, to jego mina mnie powaliła, oczywiście blefowałam, z tym, że wyjadę, jasna sprawa, ze i tak za kilka godzin już mnie tu nie będzie. Moja interwencja chyba pomogła, bo kiedy już wychodziłam z hotelu z moim tatuśkiem, podbiegł do mnie kierownik. Spojrzał na mnie i zapytał.
- Naprawdę pani wyjeżdża? Już jest spokojnie. – Na jego słowa odpowiedziałam, że pilne sprawy służbowe.  W drodze na lotnisko, roztłumaczałam tacie, o co mu chodziło. On tylko stwierdził, że nie poznaje mnie.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją małą Moniczką. – tylko tak mnie podsumował.

Nauka do obrony jak i zdania jeszcze dwóch egzaminów szła bardzo opornie. Mundial chłopakom, szedł bardzo dobrze, ale nie genialnie. Oglądając mecze zazwyczaj u Dawida, lub u mnie, gdzie schodziła się masa ludzi, było spoko, nawet bardzo. Raz Niko, przyniósł gopro i wszystkie moje teksty, jaki i inne zachowania zostały uwiecznione. Nie raz miałam ochotę wyrzucić telewizor przez okno, ale jak to bywa u Polskiej reprezentacji, wszystko zmienia się w ostatniej minucie. Przez egzaminy przeszłam jak burza, ale odbiło się to trochę na moim zdrowiu, mianowicie uczyłam się  do wschodu słońca i od razu pędziłam na egzamin, przez co miałam świeżo utrwalone i jakoś tam zdawałam to wszystko. Po tym wszystkim musiałam nieźle odsypiać.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że o finał będziemy się bić z Katarem, każdy wiedział, że nie będzie to łatwy mecz. Tak jak się mówi, że gospodarzom pomagają nawet ściany. Byłam bardzo ciekawa tego spotkania. Media wybuchły i każdy nawijał już wtedy, jaka to jest ”reprezentacja”, co oni mają wspólnego z Katarem.  Uczyłam się do obrony, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Pakuj się i zbieraj, masz bilet na nas i Katar – wykrzyczał mi Kamil do telefonu
- Cooooo? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No tak, a i jak chcesz zrobić Chapkowi ‘niespo’ to bierz Dagę.
- Ale czekaj, jak to masz?
- No mam, ma się swoje wejścia, i to imienny masz nawet.
- Co ty gadasz, ja szukałam przed wczoraj i nie było już.
- Dobra, pakuj się i tam tego, ja musze kończyć.
- Pa dziękujęęęęę.

Stwierdziłam, że nie ma co czekać, na szybkości zadzwoniłam do Dagi, była mega zdziwiona tym, po krótkich negocjacjach zgodziła się lecieć ze mną. Zaczęłam się ogarniać i jeszcze zadzwoniłam do mamy.
- Mamooo – przeciągałam samogłoskę – musisz coś dla mnie zrobić
- Już się boje…
- Jakby się dało to przebukuj mi bilet z piątku na czwartek z rana, w sensie, wiesz, żeby lecieć dziś w nocy?
- Ale po co?
- Bo dostałam bilet na mecz z Katarem.
- Wam to się już naprawdę w głowach po przewracało. Najpierw ojciec teraz ty. Co ja z wami mam – zaśmiała się
- No mamooo, tylko weź jeszcze jeden dla Dagi.
- I dziewczynę w ciąży przekabaciłaś? No zdurniałaś.
- Mamoooo
Wszystko działo się na tzw. wariackich papierach. Pakowanie się, dojazd Dagmary do Rzeszowa. Dosłownie wszystko! Poleciałam jeszcze na Podpromie razem z Dawidem i Igłą, nagraliśmy filmik dla naszych Orzełków. Spotkało się to także z pozytywną aprobatą trenera Resovii. Jak to stwierdził „trzeba wspierać swoich”. Potem tylko, lotnisko i 5 godziny w samolocie. Z lotniska, prosto do hotelu i dosypiać za zaległe kilka nocy.
Na meczu miałam wyrzuty sumienia, bo było strasznie głośno, a Daga w ciąży i nie miłosiernie mnie to męczyło, ale sama ciągle zaprzeczała. To spotkanie do najłatwiejszych nie należało, to co wyprawiali tam sędziowie i sama ‘Katarska’ drużyna przechodziło ludzkie pojęcie. Co ja na tych trybunach wyczyniałam to chyba nie chce wiedzieć, czułam się jakby wstąpił we mnie jakiś demon, czy coś.
- Możemy pogadać? – zapytałam
- No okej. – powiedział niechętnie  - przez telefon, czy gdzieś w cztery oczy?
- W cztery oczy, przyjdź na moje piętro, mam spoko miejscówkę.
- Oke, będę za 5 min.
Ogarnęłam się trochę, przebrałam w dość swobodny zestaw. I od razu wszedł do mnie Kamil.
- Chodź, ogarnęłam że na dachu jest taki fajny taras, tam pogadamy.
- Oke, jak chcesz, - powiedział dość obojętnie. Wtoczyliśmy się na sam dach, tak jak się spodziewałam, było pięknie, dużo zieleni, a w oddali duży hamak (taki sam jak był w Jersey Shore. W jednej ze scen właśnie Deena z niego spadła). Poszliśmy w jego stronę, usiedliśmy. Na początku, cisza jak ta w niebie, postanowiłam zacząć, ale mnie ubiegł.
- Nie powinnaś tak paradować, taka nie ubrana.
- Walić ich, zawsze mogę dać w łapę. – zrobiłam minę zimnej suki.
- Możemy nie poruszać tego tematu?
- Okej, ale wiedz, że Polscy internauci, nie pozostawią na nich suchej nitki, tylko jeszcze jakieś dwie godziny. – zaśmiałam się
- Na tych, to zawsze można liczyć. Oczywiście to też nasza wina, kurde Moniś, nie masz pojęcia, co ja mam teraz w głowie, wszystkie akcje pamiętam prawie idealnie i zawsze jest to samo pytanie, czy w dobrym kierunku rzuciłem? Przecież mogłem inaczej podać, albo na skrzydło, albo już nie wiem.
- Kurde, Kamil, weź się ogarnij. Mecz zagraliście świetny, to nie twoja wina, że teraz można wszystko kupić, ale w niedzielę, masz wyjść na boisko i gówno mnie to obchodzi wszystko, ale macie to wygrać i pokazać tym tu wszystkim szejkom, kto powinien grać o złoto!!! – krzyknęłam prawie na jednym wdechu, ale on się tylko uśmiechnął. – no i co się cieszysz, jak głupi do sera?
- Bo lubię jak się denerwujesz.
- No właśnie złość piękności szkodzi, a nie ma czym szastać.
- Już bez przesady, jesteś piękna i tyle.
- No weź, bo się zarumienię. – zadzwonił mój telefon, co oznaczało, że dostałam sms’a – O kurde – zaśmiałam się, - no nie mogę, patrz. Dawid przysłał i wiadomość ”wracam sobie po treningu (na którym oglądaliśmy mecz L), patrzę, a tutaj to chyba ktoś się zdenerwował.
- Patriota widzę – uśmiechnął się
- To o czy my tu ten? Aaa, że mi słodzisz strasznie i się zaraz zarumienię.
- Już to zrobiłaś. – odruchowo przyłożyłam dłoń do prawego policzka, on na drugi policzek położył mi swoją rękę. Spojrzał głęboko w oczy i mimowolnie zaczęliśmy się całować. Od razu pokochałam go bardziej. Jego pocałunki, jego oczu, jego dotyk, jego charyzmę, jego, no ogólnie jego całego. W jednej chwili mój świat wywrócił się do góry nogami, o 180 stopni. Momentalnie znaleźliśmy się w moim pokoju. Zamknęliśmy drzwi na klucz i bez zbędnych precedensów zajęliśmy się sobą….

- Kocham cię! – wyszeptał kiedy wychodził z pokoju.
- Ja ciebie też! – rzuciłam za nim.
Jedna chwila, jedna sekunda i beng. Jak to życie potrafi być przewrotne. Postanowiłam pójść wziąć szybki prysznic i położyć się spać. Jednak jak to człowiek Internetu ma, musi przed snem pochłonąć dużą, jak nie bardzo duża dawkę, kwejkowych czy youtubowych treści. Głównym tematem byli oczywiście sędziowie, naszego dzisiejszego meczu.  Wysłałam Kamilowi linka i kazałam pozdrowić Adama. Na głównej na yt królował film z oklaskiwania sędziów. No cóż, na polskich internautów zawsze i wszędzie można liczyć. Zasnęłam trochę ze smutkiem w sercu, bo cały czas miałam w głowie, niesprawiedliwe zachowanie sędziów. Następnego dnia, obudziłam się około 9, zwlekłam się w łózka, poszłam ogarnąć i ubrałam się w dość nie typowy dla mnie strój, bo po wczoraj dostałam reprymendę  od taty i Kamila ‘bo tutaj mają inne zasady’.  Do sukienki zwykłe sandałki. Zeszłam na śniadanie i tam usiadłam z Dagą. Potem ruszyliśmy na zakupy, bo jak to być w Katarze i nie być na zakupach. Pochodziłyśmy trochę, ale jakoś nic nas nie przekonało, poszłyśmy coś wypić, od dłuższego czasu, zauważyłam, że chodzi na nami jakiś facet. Sfrustrowana ta sytuacją, podeszłam do niego.
- Przepraszam, czy chce pan o coś zapytać? – facet był wyraźnie zaskoczony.
- YYYY w sumie to tak. Co panie robią, jutro (niedziela), w godzinach popołudniowych?
- Słucham?
- Czy nie chcą może panie zarobić?
- Słucham?
- Sprawa prosta, płacimy wam, za kibicowanie drużynie Kataru.
- ”Drużynie Kataru” – zrobiłam w powietrzu króliczki palcami. –No chyba sobie pan żartuje, no to już jest po prostu szczyt. Czy na prawdę uważacie, że wszystko można kupić? – zapytałam retorycznie i oddaliłam się. Potem pochodziłyśmy jeszcze trochę po sklepach a potem do hotelu. Można powiedzieć, że było czuć w powietrzu miłość. Było pozwolenie od trenera, że rodziny przebywały w hotelu i reprezentanci mieli z nimi kontakt. To chyba pomagało im jakoś psychicznie, bo gdy widziałam, jak Chrapek po przegranym meczu gada z brzuchem Dagi, to wyglądał na opanowanego, a kilka minut przed był, megaaaa wkurzony, wkurwiony!

Mecz Polska – Hiszpania.
Rano wpadł Kamil do pokoju i rzucił (miało być na łóżko) we mnie koszulka z numerem 23.
- Widzę Cię w tym dziś.
- Ej – zaczęłam ją oglądać. – ale ona ma metkę.
- No a jaka ma być?
- No tają to ja mogę sobie kupić w sklepie, albo na meczu. Ja chce twoją.
- Co za wymagania. – westchnął. – Zaraz przyjdę. – on wyszedł, a ja zaczęłam się ogarniać. Włożyłam krótki top i spodnie a’la dresy. Kamil wrócił, pocałował, dał koszulkę i popędził na trening. Bo to dziś, dziś jest nasz być, albo nie być na tych mistrzostwach. Na hale poleciałyśmy godzinę przed meczem. Mówiąc krótko, była masakra. Wszędzie panowie w turbanach, z milionami na kontach. Mecz rozpoczął się fantastycznie dla naszych, przewaga 7:2 dodawała skrzydeł Orzełkom. Niesyty nie trwało to wiecznie, ale na przerwę schodzili przy stanie 13:13. Zdzierałam gardło jak tylko się dało, fajnie się kibicuje kiedy drużyna wygrywa, a kiedy przegrywa, trzeba się starać jeszcze bardziej dopingować. Kiedy w ostatnich 10-ciu minutach przerywaliśmy 4 bramkami, przypomniało mi się powiedzenie, jakie zawsze mówił mi Dawid w takich sytuacjach ” wciąż mamy matematyczne szanse”. Z taką myślą obserwowałam ten horror, jaki zafundowali nam nasi. Po rzucie w ostatniej sekundzie, cała hala wybuchła, cała Polska wybuchła, razem ze mną. Czekała nasz dogrywka, po prostu potem to już nawet nie wiem co się działo. Ostatnie 2 sekundy i koniec. POLSKA BRĄZOWYM MEDALISTĄ MISTRZOSTW ŚWIATA i tyle w temacie. Tak właśnie ujęłam mój status na fb, Instagramie i Tweeterze. Popatrzyłam w stronę chłopaków, Kamil – płacze, Michał – płacze, Daga – płacze, ja – płaczę. No płakałyśmy jak głupie, ale te emocje i coś czego dokonali nasi chłopcy, to przeszło wszelkie pojęcie. Radość nie odpływała, ciągle cieszyliśmy się z ta wielkiego wydarzenia i osiągnięcia.  Potem już finał Francja – Katar, oczywiście wszyscy  byliśmy francuzami. Na tym meczu nie byliśmy świadkami takiej farsy jak miało to miejsce u nas. Siedząc na trybunach, ciągle cieszyliśmy się z naszego brązu, a jeszcze bardziej gry Francja dokopała ‘Katarowi’. Świętowania jako takiego nie było, bo wiadomo, alkohol czy coś jest tam zakazane. Pożegnaliśmy się na lotnisku, ja poleciałam do Rzeszowa, a Kamil do Warszawy. W domu od razu zajęłam się przygotowaniami do obrony inżyniera.

06.02.15 – obrona
Ciśnienie mi się mega podniosło, apogeum wystąpiło w kontekście stresu i czekałam już tylko żeby ten dzień się skończył. Zostałam wywołana i poszłam  zdeterminowana i w pewnym sensie postawiłam wszystko na jedną kartę. Zostało zadane m 7 pytań, na 6 odpowiedziałam bez zawahań, jednak ostatnim się trochę zszokowałam.
- Pani sobie przekładała  egzamin w ostatni, prawda? – profesor zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Taak – odpowiedziałam spokojnie, jednak z zaskoczeniem.
- A można wiedzieć z jakiego powodu?
- Hmmm można powiedzieć, że sprawa wagi państwowej.
- Tak właśnie myślałem, że wzrok mnie nie myli, bo widzi pani…


___________________________
Uwaga! Uwaga!
Zwracam się do was z propozycją. Czy jest tutaj ktoś chciałby poprowadzić ze mną tego bloga? Chciałabym aby rozdziały były bardziej ciekawe i pojawiały się częściej, bo takie przerwy to nie jest zbyt dobra rzecz. Jeśli jesteś osobą chętną do pomocy napisz do mnie maila siatkazxc@wp.pl

Dziękuję za tyle wyświetleń w ostatnim czasie i czekam na komentarze. :D

2 komentarze:

  1. Ale mnie zaskoczyłaś myślałam że ona coś czuje do fabiana że to on z nią pogada a tu taka niespodzianaka umiesz zaskakiwać ludzi fajny rozdział
    czekam na nastempny:-)
    Pozdrawiam;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nastempny:-)

    OdpowiedzUsuń

czytasz?