sobota, 15 sierpnia 2015

Twenty One

- TAK – powiedziałam uśmiechnięta.
- Serio? – niedowierzał.
- No tak. -  wziął mnie na ręce i okręcił wokół własnej osi.
- Już zapomniałem o przegranej! – uśmiechnął się szczerze.
     Po PP trzeba było przerzucić się na parkiety ligi  klubowej. Kielce po wygranym meczu z PP wiedziały, że wszystko jest w ich zasięgu. I tak też się stało. Mistrz został w Kielcach. Cieszyłam się, choć było mi przykro, że złoto nie zostało zawieszone na szyi Kamila.
 - Jak już będę grał w Barcelonie, to Kielce położymy na kolana.
- Ej ej, hola kawalerze, nie bądź taki ‘hop do przodu’.  – zaśmiałam się
- To co? Teraz takie małe wakacje?
- Co proponujesz?
- Musze lecieć do Barcy, podpisać kontrakt.
- No to jedziem tam!
           …
- Bartek zajmuje teraz moje miejsce. – posmutniał.
- Nosz, kurwa ja mu dam. – zażartowałam
- Fajnie mieć taką siostrę. – złapał mnie ręką za ramie i szliśmy dalej dobrze nam znaną uliczką.
- Ale z drugiej strony pacz, zawsze chciałam polecieć do Baku, a Ty  sobie tam będziesz mieszkał, przez trochę.
- Wyślę Ci pocztówkę.  – uśmiechnął się
- Och jakiś Ty hojny, ja się torebki albo zegarka spodziewałam.
- Zobaczymy co da się zrobić.
- A najlepiej będzie na mi złoty medal przywieziesz, ale i tak dzięki i pamiętaj, że kocham Cię mimo wszystko i zawsze jesteś dla mnie najlepszy.
       Pewnego dnia Krzysztof wpadł na pomysł, żeby odwiedzić kadrowiczów w Spale. Bez większego rozmyślania zgodziłam się. Fajnie było zobaczyć ich twarze w jednolitych strojach zjednoczonych po jednej stronie siatki. Na widok Bartka od razu na mojej twarzy pojawił się banan, na jego z resztą też. Traktowałam go jak  brata i bardzo się cieszyłam, że los postawił go na mojej drodze.
- Ty pało jedna Ty!
- Niby czemu?
- Zabrałeś pozycję memu bratu.
- No sorry, tak wyszło.
- W tajemnicy powiem Ci, że się cieszę z tego.
- Dlaczego?
- Bo mi przywiezie prezenty i złoty medal. Tobie radzę to samo.  – wybuchliśmy razem śmiechem. Co wzbudziło ciekawość większości znajdującej się na sali. Ten dzień  był jednym z najlepszych w tym roku. Stefan dał chłopakom wolne popołudnie, s powodu naszej niespodzianki, także nic nie zepsuło nam tego dnia.  
- Monciś, kiedy lecisz do Barcy? – zapytał Bartek.
- Lecisz do Barcelony? Ja tez chcę! – marudził Zati.
- No 2 czerwca, po oficjalnym pożegnaniu Kamila.
- I co? Zostajesz tam na stałe?
- Nie wiem, na razie inżyniera zrobię w Polsce, a potem się zobaczy, na pewno, przez najbliższe kilkanaście miesięcy będę latała tam.
- Oj Moniś, nie wiesz w co się pakujesz. – sfinalizował Fabian.
- Ty się nie odzywaj, jak Cię o zdanie nie pytają.  – szybko go zgasiłam w sposób trochę żartobliwy.
- To chyba na nas już czas  - przewał niezręczna ciszę Krzysiek.
Liga światowa była dla nas w miarę udana. U nas wygrywaliśmy prawie wszystko, co mnie bardzo cieszyło. Mogłam być tylko na meczu w Krakowie z USA gdzie wygraliśmy. Z Kamilem układało się świetnie i to było kolejnym powodem do uśmiechu. Wakacje w Barcelonie były dość intensywnie spędzone. Bo w ciągu 20 min. Podjęliśmy decyzję, że w Barcy nie ma co robić i na spontanie pojechaliśmy na Majorkę. Oczywiście pełny chill i relax. Bez zmartwień, tylko rozrywka i zabawa. Pech chciał, że z Baku nie dostałam medalu, tylko biżuterię… Dawid od razu po Igrzyskach przyjechał właśnie na mecz do Krakowa, gdzie byłam obecna.
.
.
.
I wszystko w pizdu… Tak podsumowałam półfinał LŚ.
- Oj misiek, wiesz jak była w sporcie, raz na tarczy, raz z tarczą.
- No wiem, przecież rozumiem wszystko, ale kurde szkoda.
- Zawsze szkoda, takie uroki sportu.
- Ale uroki naszej miłości to co innego. – uśmiechnął się zadziornie.
- Ja wiem, co oznacza ten uśmiech, wiem i powiem Ci jedno. Jestem na tak, chodź do basenu najpierw.
Mecz o 3-cie miejsce 
- No i kurwa prawidłowo. – krzyknęłam kiedy mieliśmy 3 punktową przewagę nad USA.
- Jedziemyyy panowie. – krzyknął Kamil.
….3 min póżniej…
- No ja pierdole, jak? – pytanie retoryczne poleciało w stronę telewizora.
- A idźta wy w pizdu!
Potem oczywiście analizy moje jako najlepszego selekcjonera. Jedyne co mi przyszło do głowy to, to, że trzeba się napić, bo to nic  z tego nie będzie. Jako, że przebywaliśmy nad polskim morzem, postanowiliśmy iść na długi spacer po bałtyckiej plaży i zahaczyć o jakiś bar na dłuższe posiedzenie. Na moje nieszczęście byłam głodna i różne kolorowe drinki nie były mi przyjazne. Siedząc potem na plaży z piwem w ręce i Kamilem po mojej lewicy, zebrało mi się na wywody.
- Wiesz… jedna rzecz nie daje mi spokoju.
- Jaka?
- Jak byłam w Spale z Krzyśkiem to w rozmowie z chłopakami tak w słowa wleciał mi Fabian i mruknął coś, że nasz związek na odległość to raczej nie pyknie.
- A niby czemu? – wydawał być się zdenerwowany.
- No właśnie nie wiem, ale mnie to nurtuje. Może jest zazdrosny.
- Ja mu kurwa dam ‘zazdrosny’. – wstał gwałtownie.
- No ale co Ty mi już tutaj świrujesz?
- Jajco, myślisz, że nie widziałem jak na niego patrzysz na meczach? Ja wiem, że nigdy nie zobaczysz we mnie tego co w nim widziałaś. To on był tym pierwszy i najlepszym zarazem.
- No był pierwszym który mnie potratował jak zwykłą szmatę, brawo teraz jesteś tym drugim, który tego dokonał. Wiesz, że z nim skończyłam, a nadal mi to wypominasz! Rozumiem jakbym Cię z nim zdradziła, to jeszcze bym to zrozumiała, a tak o? – momentalnie wstałam i ruszyłam w stronę naszego wynajętego domku. Weszłam ogarnęłam się, szybko spakowałam i czy prędzej taxówką pojechałam na lotnisko. Czekałam cierpliwie na lot. Wyczekałam tak do 4 nad ranem. Ciągle mając nadzieję, że może zadzwoni, ale przeliczyłam się.  Po 5h lotu weszłam do swojego mieszkania. Analizując wszystko w głowie zasnęłam jak dziecko. Obudził mnie telefon Dawida, mówił, że wraca już do Polski i bardzo chce się spotkać. No i jak ta głupia na szybko poszłam się myć i zrobić coś z twarzą, bo nie wyglądała zbyt wyjściowo. Pomalowana i
ubrana poleciałam na lotnisko. Śpiąc kilka godzin siedziałam tam nieprzytomna. Widziałam dziewczynę Pita, wymieniłyśmy się tylko spojrzeniami i zwykłym ‘cześć’. Jednak ni z tego ni z owego zaczęłyśmy rozmawiać, a zaczęło się od zwykłego:
- Na Dawida czekasz pewnie?
- Nooo tak, bo na kogo innego? – zaśmiałam się.
- Ja tam nie wiem, coś mi się o uszy obiło, że Ty tam z Fabiem naszym.
- Co? Ja? Nieeeee ogólnie rzecz biorąc mam chłopaka. – a w myślach powiedział sobie ‘chyba mam’
Na moje szczęście na lotnisku pojawiła się informacja, że samolot właśnie wylądował. Uścisków i gratulacji nie było końca. Brakowało mi Dawida, w ogóle odcięłam się jakoś od rodziny. Postanowiłam to nadrobić.
- Witam, witam!
- Siostraaa!
- No a co? Duch święty? Ajjjj ja to od razu mówiłam, żeby wam dać mocarza i jazda gwiazda na podium.
- Gówno, dupa i kamieni kupa.
- Dobrze, że chociaż w jednym się zgadzamy.
- Chujnia z grzybnią. – podsumował naszą rozmowę Bartek.

-2 dni póżniej-
Wiedziałam, że dziś jest ten dzień, kiedy to Kamil wyjeżdża do Barcelony. Zero rozmów, żadnego sms’a, nic, zupełnie nic. Bolało mnie to makabrycznie, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Kiedy dodał na Instagram zdjęcie już w stolicy Hiszpanii, wiedziałam, ze to ja muszę zrobić ten pierwszy krok.
- Tak? – zapytał oschle.
- Hej, jak lot? – zaczęłam  na około.
- Ehhh no dobrze nawet, a serio dzwonisz po to tylko?
- Nosz kurde wiesz dobrze, że nie dlatego. Kamil co z nami się stało?
- Jakimi ‘nami’ chyba nie jesteśmy osobami nadającymi się do jakichkolwiek związków.
- Co?
- No obydwoje dobrze wiemy, że razem nie stworzylibyśmy żadnego związku, niby się znamy, a prawda jest taka, że chuja o sobie wiemy.
- Powiem Ci, że długo zajęło Ci dojście do tego.
- Wiedziałaś?
- Domyślałam się czasami po naszych kłótniach.
- Moni, to koniec.
- Wiem – powiedziałam trochę z ulgą.
- Bądź szczęśliwa, tego Ci życzę.
- Dziękuję, a ja tobie życzę, abyś w końcu znalazł tą jedną jedyną.



I tak właśnie zakończyłam jeden z rozdziałów w moim życiu. Czy żałuję? Raczej nie. Jedyne co wymyśliłam to, to, że trzeba się porządnie napić, aby opić smutki….

                                        - TOPIŁEM SMUTKI W BUTELCE WÓDKI? Co Ty tutaj robisz???


_______________________________
pozwolicie, ze tego nie skomentuję….
ŻAL bieda z nędzą

środa, 6 maja 2015

Twenty

- Hej, a co tutaj robisz Miśku? – zadałam pytanie retoryczne, bo pod drzewami swojego mieszkania zobaczyłam pudełko, a w nim małego śpiącego beagle. Wzięłam go do mieszkania. Po kilku godzinach wrócił Kacper i zaczęliśmy kminić, skąd, po co i dlaczego?
- No ja Ci mówię, że nie mam pojęcia.
- Masz jakiegoś nowego adoratora może?
- Co? Weź się ogarnij. – poklepałam się po głowie.
- To może Kamil, chciał Ci niespodziankę zrobić?
- Wątpię, jest na drugim końcu polski.
- Hmmm.. Dawid?
- Tak, weź, on ledwo mi na urodziny czekoladę kupił, także on nie wpadłby na taki pomysł.
- To mamy mały problem.
- Ano mamy, jadę do sklepu kupić mu kilka rzeczy. Pilnuj go. – nakazałam Kacprowi i wyszłam do sklepu. Dopiero będąc w sklepie uświadomiłam sobie, że nie mogę mieć psa. Pracuję i ciągle gdzieś jeżdżę. Także wymyśliłam, że przy najbliższej okazji wezmę go do rodziców. Obładowana rzeczami dla piesła, wyszłam z samochodu. Na parkingu przed blokiem mnie oświeciło. – Że ja na to wcześniej nie wpadłam . – powiedziałam pod nosem. Wyjęłam telefon z kieszonki i wybrałam dobrze znany numer. Brak odpowiedzi. Postanowiłam pojechać do niego do mieszkania. Stojąc pod drzwiami z numerem 45, tak naprawdę nie wiedziałam od czego mam zacząć. Otworzyła mi dziewczyna, którą kojarzyłam tylko ze zdjęć i z jednej sytuacji z przeszłości.
- YYYY jest Fabian?
- Nie? A kim jesteś?
- Nie ważne – machnęłam ręką i odeszłam.
Wróciłam do mieszkania, nakarmiłam nowego członka rodziny i poszłam zadzwonić na skyp do Kamila.
- No nie uwierzysz, jak Ci powiem co się stało. – pisnęłam
- Dawaj.
- Paaaaacz, co dostałam. – przed kamerą usadowiłam pieska – tylko nie wiem od kogo.
- Kurde masz pas, ja tez chcę.
- To nasz.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie bardziej.
Podczas dalszej rozmowy Kamil stwierdził, że nazwiemy go Stefan, ja jednak się nie zgodziłam i postawiłam na swoim, czyli – Syriusz. Było jak dawniej, tylko czegoś mi brakowało i nie wiedziałam czego.

Po wielkim F4 i porażce Asseco w meczu o 1 miejsce,  był mały niedosyt, ale wszystko było do zniesienia. Oglądałam cały turniej z Kacprem, na szczęście nie musiałam jeździć z Vive na mecz. Miałam wolne i bardzo mnie to cieszyło. Kiedyś przez przypadek trafiłam na polski serial Krew z Krwi. Tak się wciągnęłam, że jak zaczęłam oglądać w niedzielę 28 marca i obejrzałam wtedy 3 pierwsze odcinki. W poniedziałek, następnego dnia z samego rana 5 kolejnych. Nawet Kacper śmiał się ze mnie, że się uzależniłam. I nie wiem czy znacie ten ból, kiedy kończycie dany seria/książkę, a nie ma kolejnej serii? I wtedy to uczucie kiedy nie masz co ze sobą zrobić. Chodziłam taka struta, że postanowiłam wyciągnąć Kacpra na zakupy.
- Serio chcesz iść na zakupy? – zapytał z niedowierzaniem.
- No a co w tym dziwnego?
- No bo Ty nie lubisz zakupów.
- Faktycznie, ale jakoś teraz mam wenę, więc chodź.
Ten wypad potwierdził, że nienawidzę zakupów! Chodzenie i szukanie, samemu nie wiadomo czego. Jedyne co udało mi się wyrwać to zegarek, na który, nie powiem, bo czaiłam się już jakiś czas.

DAWID
Wracając do Polski, rozmyślałem nadal o rozmowie Moniki i Fabiana pod komisariatem. Jeszcze nie wiem jak, ale dowiem się o co chodziło. Bo Monika coś mówiła, że ją skrzywdził, a ja jako jej starzy brat na to nie pozwolę. Wróciliśmy do domów, ale wcześniej umówiliśmy się na takie bardzo kameralne piwerko. Wieczorową porą, pod osłoną nocy wbiliśmy do jednego z naszych ulubionych barów, a tam już relax i odmóżdżenie. Niektórzy oczywiście woleli urobić się jak messerschmitt. Tak sobie gadaliśmy i gadaliśmy, że nie zauważyliśmy jak czas szybko zleciał. Przed świtem wyszliśmy z baru.
- Ja to Ci Konar powiem, że ta twoja Monika, to taka dupa, że idzie się zakochać.
- Co Ty pierdolisz?
- No jak to co? Ją.
- E, kurde co Ty! – dostał z prawego sierpowego prosto w nos. Jednak nie był na tyle pijany żeby mi oddać.
- No co? Myślisz, ze Moniczka taka grzeczna i spokojna, a prawda w oczy kole.
- Więc, to tak ją skrzywdziłeś. Już wszystko rozumiem. – dostał jeszcze raz w nos, ale tym razem poszłam mu farba z nosa i słychać było trzaśnięcie kości. Rzucił się na mnie, ale chłopaki go odciągnęli. Potem pojechaliśmy na Izbę do szpitala.

Monika
Około 6 rano obudził mnie telefon. Leniwie spojrzałam na ekran, a tam ‘Igła dzwoni’. Pomyślałam – chyba mu gorzej, żeby o tej porze dzwonić.
- Słucham?
- Śpisz? – zapytał słodkim głosem.
- Nie, kebaba u turka kręcę.
- To dobrze, to przyjedź na izbę przyjęć, do szpitala.
- Co kurwa?
- Ale nie krzycz. Spokojnie, przyjedź i razem ogarniemy sytuację.
- Ale co się stało.
- No wystąpiło mało spięcie między Dawidem i Fabianem.
- Będę za 15min.
Mogłam się tylko domyślać co się stało. Dawid się o wszystkim dowidział! Wpadłam na izbę przyjęć, wyrwana ledwo co z łóżka, wyglądałam jak Chopin po nieudanym koncercie. Na korytarzu spotkałam Krzyśka.
- Tylko nie krzycz. – poprosił, a znał już moje umiejętności.
- Zobaczymy. – szybko ucięłam.
- A tak właściwie, to co im?
- Fabian ma pękniętą kość nosową, a Dawid zszyty już łuk brwiowy.
Weszłam na salę, a za drugą kotarą siedzieli naprzeciwko siebie na łóżkach Dawid i Fabian.
- Co wam do chuja pana odbiło?
- No! On się na mnie rzucił. – zaczął Fabian.
- Ty, to się teraz zamknij. Nie ciebie pytam. Ty mów! – kiwnęłam do Dawida.
- No cham nie potrafił się zachować, to dostał. Zresztą my też musimy pogadać. Wiem o waszym związku.
- Jakim związku, tego nawet związkiem nie można było nazwać, jestem tego samego zdania co i Ty. – wybuchłam- bo związek nie opiera się na alkoholu, a to, że ja istnieję przypominało mu się wtedy gdy był pijany, a nie było jego dziewczyny w pobliżu. – usiadłam na łóżku całkiem załamana, bo uświadomiłam sobie to dobitnie, dopiero teraz.
- Wracamy do domu.- Dawid podjął decyzję. Postanowiliśmy zawieść też Igłę i Pawianka do domu. Jednak to nie był dobry pomysł, bo Krzyśkowi zebrało się na wywody, że są rodziną, a traktują się jak szmaty. Na koniec Krzysztof chyba chciał być śmieszny i poleciał tekstem – Ale Fabian pacz, przynajmniej imiona, by Ci się nie pomyliły. – no wtedy to już nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Z dnia na dzień, niby jakoś się dogadywaliśmy, ale raz miałam taki kryzys, że nie mogłam sobie w ogóle znaleźć miejsca. Postanowiłam jechać do Dawida.
- Siema, a co Ty taki nie wyraźny.- chyba mój nastrój przeszedł też na niego.
- Nie przedłużą mi kontraktu w Sovi.
- Kurwa.
- Właśnie. Nie stać ich na zawodnika, który ¾ sezonu siedział na trybunach.
- No, a Alek?
- To podobno inna sprawa, bo to samo im powiedziałem.
- I co teraz?
- Napisałem do innych klubów, w sumie jestem miszczem świata, kiedyś marzyło mi się Lube.
- Tylko nie gdzieś za gramanicą! Veto.
- Wiesz doskonale jaka to byłaby dla mnie szansa?
- Tak, btw. za Bartka byś poszedł tam. – zaśmiałam się
- Nooo.

Po wielkim boju, jaki Resovia stoczyła w Gdańsku dane im było mieć przewagę w zwycięstwach prowadzić już 2:0 i przypieczętować to trzecią wygraną we wtorek 28.  Niestety nie dane mi było być na tej wielkiej imprezie sportowej, gdyż posiadałam także swoją pracę. Mowa oczywiście o PGNiG Puchar Polski Final4. W niedzielę w finale zmierzyli się Vive i Płock. Od niedawna mam taki problem, że rozum podpowiada Vive, a serce mówi – Płock, w sumie, nie tyle Płock, co Kamil. Bardzo dokładnie poukładaliśmy nasze relacje i wszytko wróciło do normy. Od początku meczu Kielczanie budowali swoją przewagę w ataku, posiadając przy tym bardzo dobrą obronę. W drugiej partii na prowadzenie wyszli ”Nafciarze”, jednak nie na długo. Koniec końców Kielce po raz 7 z rzędu wywalczyli Puchar Polski. Kamil dostał MVP, ale jak to potem stwierdził „Wolałbym zdobyć Puchar Polski, niż to mvp”.
- Dla mnie i tak jesteś mistrzem.
- Wiem, a zdecydowałaś się już może?
- Tak.
- I jaka decyzja?
- TAK – powiedziałam uśmiechnięta.  


_______________________________
weny jak nie było tak nie ma!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I to chyba widać
DZIĘKUJĘ ZA 5124 WYŚWIETLEŃ
jak pisałam już wcześnie, nie ma za bardzo pomysłu na dalsze części, bo plan który kiedyś chciała zrealizować poszedł w pizdu już chyba po 12 rozdziale hueheu
Dziękuje także za komentarze, które tak niesamowicie cieszą!!!!!!!
Jak myślicie, na co zdecydowała się Monika?

niedziela, 26 kwietnia 2015

info


siema, siema!
Tragedia, tyle w temacie. Nie wiem, czy tyko ja mam aktualnie taki kryzys twórczy, czy jak! W ogóle jakoś mnie ta histeria już tak nie kręci jak kiedyś. Niby wiem jak chce żeby to mniej więcej wyglądało, ale przelać to na kompa to droga przez mękę. Dziś pisałam i pisałam, a jak to potem przeczytałam to się załamałam i jednym ruchem usunęłam cały tekst. Może Wy macie jakieś pomysły na zakończenie tego bloga, nie chcę tego ciągnąć w nieskończoność, bo to nie będzie to co chciałam osiągnąć. Pomocy! Jeśli ktoś chciałby mieć swój udział w tym poście/blogu to zapraszam do napisania do mnie maila na siatkazxc@wp.pl Pomocy!!!

piątek, 10 kwietnia 2015

Nineteen

              W pierwszej chwili pomyślałem, żeby po prosty pójść tam i walnąć go w ten ryj, ale Sabina niestety, albo i stety mnie powstrzymała i miała jak najbardziej rację. Do głowy przychodziły mi różne myśli, w nocy nie mogłem przez to zasnąć. Wiedziałem, że jutro czeka nasz mecz ze Skrą, niby tylko o pierwsze miejsce w tabeli, ale zawsze jest wielka satysfakcja przez to należało się maksymalnie skupić. A przez to co usłyszałem, było to cholernie nie dobrze.
            Wchodząc do szatni, nie byłem pierwszy, był jeszcze Igła, Marco, Łukasz, Alek i ten idiota. Przywitałem się inaczej niż zawsze, bo powiedziałem tylko ”siema” , a nie tak jak zawsze podając dłoń. Trening nie był męczący, bo dziś wieczorem mecz ze Skrą. Oczywiście pogadanka z trenerem i walka z własną głową. Cały trening jakoś szedł nie źle. Wszystko wzięło w łeb kiedy w szatni do Fabiana zadzwoniła jego dziewczyna  - Monia. Prawda, że paradoks? Odebrał, gadał, słodził jej, ażeby tylko przyszła na mecz. Ze swojego doświadczenia, wiem, że fajnie jest mieć kogoś bliskiego, kogo się kocha na ważnym meczu. Ten nie byłby taki ważny gdyby nie to, że to Skra. Ten mecz nie był tylko o pierwsze miejsce w tabeli, a o satysfakcję bo w tym sezonie nasz bilans to 1:0, czyli musimy to wygrać. Wracając do naszego Pawianka Fabianka. Gadał, namawiał ale cos mu chyba nie wyszło.
- I jak nie przyjdzie? – zagaił Igła.
- A cholera ją wie, cytując klasyka ‘te baby są jakieś inne’.
- Może to Ty jesteś jakiś inny. – wyrwało mi się.
- Znaczy co? – spiął się.
- Nic, ja już spadam, naraa. – i najzwyczajniej wyszedłem.
Wróciłem do domu, zjadłem i poszedłem spać.

MONIKA
Ta nocna sprawa wybiła mnie trochę z tropu mojego rozumowania. Postanowiłam pomyśleć o wszystkim potem, jednak kiedy zaczynałam się zbierać/szykować na mecz przeglądałam w tym czasie fejsa, na moje nieszczęście natrafiłam na artykuł. Pisali, że Kamil od nowego sezonu będzie obrotowym Barcy. Serce zaczęło mi bić mega szybko, ciśnienie wzrosło co najmniej dwukrotnie. Szybko złapałam za telefon i zadzwoniłam do Kamila.
- Czy Ty może nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Ale co niby?
- Gówno! – wybuchłam – a kto mówił, no żadnych konkretnych ofert nie mam, na nic się nie decyduje, jak na razie spokojnie jest? Ja się pytam czemu nic mi nie powiedziałeś, że będziesz grał w Barcelonie?
- Bo to jeszcze nic pewnego. – urwał.
- Czyli tak czy inaczej chciałeś mnie postawić przed faktem dokonanym?
- To nie tak, przecież zabrałbym Cię ze sobą.
- No to fajnie wiedzieć, wiesz? – zapytałam retorycznie. – Weź zadzwoń do mnie jak się ogarniesz już z tymi klubami.
       Rozłączywszy się kontynuowałam dalsze przygotowania. Jakoś przez to zajście nie chciało mi się robić jakichś nie wiadomo cudów na włosach, także zwykły kucyk zawsze spoko. Koszulka meczowa Dawida i czarne rurki. Na halę weszłam akurat kiedy Skra wychodziła z szatni na rozgrzewkę.
- No Endrju, czy twoja dupa jest gotowa?
- Chyba twoja. A właśnie, czy my przez przypadek jakiegoś zakładu nie mieliśmy?
- Oj tam, oj tam. Umorzony został.
- Eheee na pewno. – zaśmiał się.
- No tak, tak. Szykujcie się. – przypiliśmy ‘piątkę’ i poszłam na trybuny, potem przyszedł jeszcze Kacper. Razem kibicowaliśmy, śmialiśmy się i wygłupiliśmy. No jak za dawnych lat. Mecz można by rzec, gładkie 3:1. MVP dostał Fabian, (nie wiem za co) i gdy tylko schodzili na chwilę rzuciła się na niego jego dziewczyna. Czy mnie to ruszyło? Nie wiem. Po postu nie wiem, poczułam cos w środku, czy to zazdrość, czy bardziej zmieszanie do jego osoby? Sama chciałabym wiedzieć. Kiedy hala zaczęła się wyludniać, my podeszliśmy do Soviaków.
- Ja nie chcę nic mówić, ale z takimi zagrywkami to raczej w Lidze Mistrzów nie zawojujecie.
- Słuchammm? – oburzył się Ignaczak.
- Oj Krzysiu ciebie to tak niekoniecznie dotyczy. – zaśmiałam się.
- Czy Ty masz coś do moich zagrywek?
- Do Twoich broń Boże, ale do jego to już tak – wskazałam na Pita. – tak, mówię do ciebie – zaśmiałam się, a reszta ze mną . – nie, no świruję, wszyscy macie fatalną zagrywkę, bieda z nędzą.
- To może chcesz się zamienić.  – zza pleców wyłonił się trener.
- No czemu nie, ktoś musi im pokazać, jak to się robi. – udałam kozaka.
- Teraz to kozaczysz, a kilka lat temu to co to było? – dowalił Kacper
- Dawno i nie prawda! – wzięłam piłkę i z całej siły uderzyłam w nią, poleciała idealnie pod linię 9-tego metra. Pstryknęłam palcami.  – proszę, nie dziękujcie.  Lekcji udzielam we wtorki i czwartki w godzinach popołudniowych. – zaśmiałam się.
- Not bad. -  stwierdził Pit.
- No może i coś by z ciebie było. – dodał trener.
Zebraliśmy się do domów, zjedliśmy, a potem zadzwoniła do mnie mama.
- Czy Ty zamierzasz kiedyś przyjechać do domu?
- No kiedyś tak. – zaśmiałam się – a co?
- Bo dobrze by było gdybyś wróciła przed urodzinami.
- Coś szykujecie dla mnie?
- Ja na twoim miejscu bym wracał. – usłysz mam głos taty.
Pośmialiśmy się trochę wspólnie i tata zarządził, że w przeciągu dwóch dni mam być w domu. Zaczęłam się domyślać, że właśnie chodzi o moje urodzimy, bo 28 luty, już tuż-tuż. Pełna ciekawości następnego dnia wróciłam do domu.
- Moniś, my doskonale wiemy, że twoje urodziny dopiero za tydzień, ale nas potem nie ma bo jedziemy na ferie, także tak. Za inżyniera, za to że pomimo tych kilometrów, chce Ci się tutaj wracać. I właśnie z tym wracaniem, mamy dla ciebie prezent. – wręczyli mi małe pudełeczko.
- No nie? Wkręcacie mnie? – zatkało mnie.
- Nie. Idź do garażu.
Poszłam czym prędzej i ujrzałam mój nowy wózeczek. Zakochałam się, czarna Insignia. Teraz się nie dziwię, ze Andrzej nazwał swój samochód. Bo ja tez to zrobiłam – Jon. Czemu Dżon? Nie wiem. Spojrzałam na niego i tak mnie oświeciło. Kilka dni w domu bardzo dobrze mi robiły. Za namową taty złożyłam podanie o prace, na pół etatu jako fotograf Vive i o dziwo ją dostałam… tsss ciekawe dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Tata nie chciał abym siedziała bezużytecznie w domu przez moje wakacje. Rodzice razem z Zuzą wyjechali na spóźnione ferie, a ja jako już nie dziecko nie zapałam się. W ogóle rodzice od pewnego czasu nie biorą mnie pod uwagę w związku z jakimikolwiek wyjazdami. Kiedy oni wyjechali, ja tez postanowiłam wracać do Rzeszowa.

      Tak to dziś, dziś moje urodziny, dziś mam już te 22 lata. Jak ten czas szybko leci. Z samego rana dostałam kwiaty i mały upominek od Kacpra. Upominkiem była bardzo duża ramka na zdjęcia. A zdjęcie pokazywało nas w te wakacje, zdjęcie w ‘bramce i ja w poziomie’ przeszliśmy do historii. Potem kilkanaście telefonów też od kolegów ze zdjęcia. Potem rodzice, babcie i tak dalej. Telefon prawie się gotował. Najlepszym prezentem była i tak wygrana Sovii i awans to fazy finałowej +Ligii. Dzwonił również Kamil. Można powiedzieć, że się pogodziliśmy, powiedział, że jak tylko będzie miał wole to przyjedzie do mnie. Aby rozładować emocje, po dzisiejszym dniu postanowiłam iść na spacer, Kacper nie chciał ze mną iść, wiec poszłam sama. Idąc ulicą zadzwonił Fabian. Pierwsza myśl ‘jeszcze jego mi dziś brakuje’, no ale co, odebrałam.
- Hej, moglibyśmy się spotkać? – od razu przeszedł do rzeczy.
- Hmmmm no, dobra. – odwiedzałam niechętnie
- To gdzie, u ciebie?
- Wiesz co, jestem właśnie na spacerze. – wyjaśniłam mu drogę, a sama usiadłam na ławce. Poczekałam kilkanaście minut i znana postać pojawiła się na horyzoncie.
- Dziękuję, że się zgodziłaś.
- Spoko i tak nie mam nic innego do roboty za bardzo.
- A właśnie, słyszałem, że dostałaś pracę.
- Tsssaaa dostałam, jak zwykle ojciec, coś tam mi załatwił.
- Ale zawsze coś.
- Oj, takie o , wolałabym coś w ‘zawodzie’. Jednak fotografia nie daje mi tyle radości, co matma, tak wiem dziwnie to brzmi. – sprostowałam kiedy zobaczyłam jego nie wyraźny wyraz twarzy.
- To od kiedy zaczynasz?
- Pod koniec marca chyba. Nawet nie wiem, na dniach jadę umowę podpisać.
- Pamiętasz, wtedy pod komisariatem, chciałem Cię przeprosić, jeszcze raz, ale tak najbardziej szczerze jak to tylko możliwe. Wiem, że nie powonieniem tak do nikogo mówić, a szczególnie do ciebie, bo po prostu takie zwroty, no to teennn… to nie do ciebie.
- Już okej, nie gorączkuj się tak. Ale powiedz mi jedno, skąd wiedziałeś o Muserskim?
- Ale, że co?
- No powiedziałeś kiedyś, że ‘ w razie czego, Ty byś się tak nie zachował’.
- Słyszałem kiedyś jak gadałaś z Dawidem, no i tak w sumie, to nie wiele się dowiedziałem, ale coś tam sobie dopowiedziałem, tak szczerze to prawie nic nie wiem.
- A, to dobrze. – kamień spadł mi z serca, westchnęłam głośno.
- A, może chcesz to z siebie wyrzucić?
- Nie wiem, w sumie minęło, już tyle lat, a ja ciągle nie mogę do tego wrócić.
- No to dawaj, ulży Ci, obiecuję, że nikomu nic nie powiem.
- Kiedyś jak byłam jeszcze w maturalnej klasie to wtedy był taki czas, że a to ja jeździłam do niego, a to on do mnie. No i jak to młodzi, chcieliśmy od razu poznać siebie, od strony intymniej. Potrafiliśmy nie wychodzić  z łózka. Po maturze też do niego pojechałam, a jak nie dostałam okresu to się załamałam, myślałam, że jestem w ciąży. Powiedziałam mu, że możliwe, że będziemy mieli dziecko, a on z tekstem, że to na pewno nie jego, on tego nie chce. Ogólnie zaczął drzeć mordę. To ja w płacz i dawaj do Polski. Tam do Rzeszowa do Dawida, no i tam spędzałam kilka dni, bo nadaj niby byłam U Dimy. Przynajmniej rodzice tak myśleli i chyba nadal myślą. Tam na szczęście już mój organizm się ogarną i wszystko grało, co tez było wnioskiem, że nie jestem w ciąży. Ot –pstryknęłam palcami – cała historia.
- A odzywał się potem?
- Tak, bo jak tylko wróciłam do domu, to Dawid z Kurasiem, polecieli do niego. Coś mu tam niby powiedzieli, ale jestem pewna, że doszło do rękoczynów. – zaśmiałam się
- A teraz? Jak jest teraz?
- Oj tam raz na jakiś czas się odezwie i to tyle w sumie.
- A jesteś szczęśliwa?
- Co to za pytanie z dupy?
- No co? Pytanie jak pytanie. To jak?
- Według mnie szczęście nie do końca zależy od ludzi, którzy ci towarzyszą, nie zależy też od miejsca, w którym się znajdujesz czy od wykonywanej pracy. Szczęście zależy od podejścia. Od tego, czy żyjesz zgodnie z sumieniem, czy uśmiechasz się do swojego odbicia w lustrze, czy potrafisz dostrzegasz niuanse i umiesz się nimi cieszyć.
- A umiesz się cieszyć z takich małych rzeczy?
- Nie wiem czy wiesz, ale ja jestem wiecznie uśmiechniętym człowiekiem. Cieszę się nawet ze swojej głupoty, z tego jak zrobię coś żenującego. Ciężko spotkać mnie nie uśmiechniętą. A co Ty mnie tak maglujesz?
- Nic, moim priorytetem było to abyś mi wybaczyła i chyba się udało.
- Żebyś nie myślał, że już zapominam o wszystkim i w ogóle, cytując klasyka „Czy wybaczyłam? Może i tak, czy zapomniałam? Nigdy.
- To teraz mi dowaliłaś.


Następne dni, to była istna masakra. W związku z moją nowa ‘pracą’ musiałam jeździć do Kielc prawie co drugi dzień, raz w połowie drogi musiałam zawrócić, bo zapomniałam kilku dokumentów. Tak, cała ja. Sprawy z Kamilem,  hmmmmm. Trudno powiedzieć. Podpisał kontrakt z Barcą. Fajnie cieszę się, ze został tak bardzo doceniony i polskiej ligii przenosi się do wielkiej Barcelony. Byłam oczywiście z niego dumna, aczkolwiek gdzieś tam w środku był żal, żal o to, że nic mi nie powiedział.

11.03
Przed meczem stresowałam się jeszcze bardziej nich chłopaki. Tak mi się przynajmniej wydawało. Kiedy zobaczyłam minę Dawida i Krzyska jak zobaczyli, że Skra wywalczyła sobie miejsce, jeszcze bardziej uświadomili sobie, ze muszą się dostać do F4
- Źle się czujesz? - zapytał Kacper
- Nieee spoko, tylko mega się stresuje, prawie jak przed inżynierską.
- Mam pomysł, do meczu jeszcze prawie pól godziny to chodź - pociągnął mnie spod drzwi hali do samochodu
- Gdzie jedziemy?
- Do sklepu - zaśmiał się
- No serio, będziesz pił?
- Nieee, razem będziemy, tak na rozluźnienie trochę.
- Nosz jak moi rodzice, jak miałam obronę, dzwoni mama mówi, że jak się denerwuje to żebym sobie zielonej herbaty zrobiła, broń Boże nic nie pila. Za pięć minut dzwoni tata, mówi że jak się stresuje to żebym sobie kielicha walnęła i weź to się człowieku zdecyduj - zaczęłam się śmiać a Kacper razem ze mną.
- O proszę i co zrobiłaś?
- No a jak myślisz? - zrobiłam minę w stylu "wft"
- No jak ciebie znam, to machnęłaś kielicha.
- No dziękuje bardzo, mam aż tak zszarganą opinie w twoich oczach?
- Nie, no świruję - zaśmiał się
Kacper poszedł do sklepu, a ja zostałam w samochodzie, w tym czasie dostałam sms'a od Wronki – ‘’to teraz czas na was’’ - ; - ‘’bez spiny :) a tak wgl gratyyy :)" -;- "a dziękuję, dziękuję :) jak nastroje przed bitwą? -;- ‘’ atmosfera napięta jak plandeka na żuku, ale chyba jest okej, no wiadomo stresik jakiś jest. -;- ‘’tak jak zawsze, ale dacie rade, kopnij ich na szczęście od nas.”
Nie odpisałam mu już nic, bo przyszedł Kacper.
- Wziąłem nam po dwie dwusetki.
- Chcesz mnie zniszczyć?
- Tym? Już nie takie rzeczy piłaś z nami i to w znaczniejszych ilościach.
- Ale dziś wybitnie jestem głodna, a jak z doświadczenia powinieneś wiedzieć, na pusty brzuch to tak nie koniecznie.
- Dobra mamy jeszcze 15 minut do meczu, to jedziemy do maca, najwyżej się spóźnimy.
Już najedzeni, siedzący pod halą w samochodzie, wypiliśmy po jednej, ja miałam klasyczna cytrynówkę, a Kacper wiśniówkę. Potem na mecz i włączył mi się wieczny zaciesz na twarzy. Jak najbardziej zachowywałam pozory całkiem normalnego człowieka, a siedząc od razu za całym sztabem Resovii tj. trener, drugi trener, statystycy itp. ogólnie zawodnicy trzeba stwarzać pozory osoby jak najbardziej trzeźwej umysłowo. Z samego meczu pamiętam, wszystko aczkolwiek to co wyprawiali kibice, to był dla mnie szok. Atmosfera jak na meczu reprezentacji. Co do sędziów też miałam zastrzeżenia, ale po tekstach, które rzucał nasz trener stwierdzam, że i on, nie był zbyt zadowolony z ich pracy. Potem następna dwusetka, wypita oczywiście w samochodzie po cichaczu tak zwanym. Ogólnie mogę stwierdzić, że cały ten mecz i wszystko dookoła było mega genialne. Potem wielka radość z awansu do F4.

    Kilka dni później wracając do mieszkania obładowana całym sprzętem foto, przy drzwiach spotkała minie niespodzianka.
- Hej, a co Ty tutaj robisz miśku?


___________________________
Moja wena chyba odeszła razem z kolorowymi planami na przyszłość.
Jak ją ktoś zobaczy, pozdrówcie ja ode mnie.

Rozdział zostawiam do opinii wam, wiem że tragedyja, no ale lepsze to niż nic.
Dziękuję za komentarze, nawet nie wiecie z jakim uśmiechem się patrzy na statystykę, gdy pojawia się napis " „… komentarz do moderacji"
Pozdro 230!!!

niedziela, 15 marca 2015

Eighteen

- Tak mi się wydawało, że wzrok mnie nie myli, siedziałem dwa rzędy za panią, na meczu finałowym. – kiedy kończył to zdanie oczy mi wychodziły z orbit prawie, była zszokowana, wyglądał na takiego profesorka wiecznie naburmuszonego i wywyższającego się.
- Naprawdę?
- No tak, co się pani tak dziwi? Też jestem zwykłym człowiekiem tylko. – zaśmiał się, a ja razem z nim – wracając, do pan i pracy… hmmm – podrapał się po brodzie i popatrzył raz na mnie, raz w pracę – no, niech pani pamięta, że jestem wielkim fanem ręcznej i z sentymentu do pani kibicowania, bardzo dobry. – szczena mi opadła, aż do samej podłogi.
- Nprawdę? Dziękuję. – uśmiechnęłam się
- Proszę bardzo.

Wyszłam z uczelni, wsiadłam do samochodu, pojechałam do mieszkania i od razu zadzwoniłam do mamy, taty, jednaj babci, drugiej babci no i oczywiście Kamila, aż się zmęczyłam tymi rozmowami.
Przebrałam się w wygodniejsze ciuchy. Założyłam zwyczajny zestaw i ogarnęłam trochę moje włosy. Jako, że chłopaki byli w Niemczech po meczu, nie miałam za bardzo co do roboty, bo jakby byli, to bym poszła i byśmy na pewno coś wymyślili, co do świętowania mojego inżyniera. Zaczęłam ogarniać trochę pokój, bo jak to bywa, po sesji, wszędzie jest bałagan. Kartki, wyliczenia, schematy, wzory itp. Jakoś nie miałam weny do sprzątania, więc porzuciłam to i zadzwoniłam do Bartka pochwalić się.
- Czeeeeeeść
- No siemka. – był jakiś nie w sosie
- Też się cieszę, że cię słyszę, dawno się nie widzieliśmy, no tez tęskniłam. Co u mnie? A nic, stara bida, jestem inżynierem, trochę posprzątałam, a tak to wiesz, po staremu? – zaczęłam nawijać, ja najęta, żeby go jakoś poruszyć.
- Czekaj, czekaj, wolniej. Jesteś inżynierem?
- A no tak, tak, ale się tak nie ekscytuj. – powiedziałam nonszalancko.
- No to gratuluję, wiedziałem.
- A ty cu ciebie?
- No nie znalazłem się w szóstce na mecz ze Skrą.
- A daj pokój, nie mogłam oglądać wczoraj, bo się mega uczyłam. W Łodzi będziesz na sto pro! Mówię Ci to ja. Wróż Maciej. – zaśmiałam się.

Cały dzień byłam mega szczęśliwa, tak szczęśliwa, że postanowiłam iść na zakupy i bardzo pozytywnie rozpocząć moje najdłuższe wakacje w życiu. Mieć po prostu na wszystko totalnie wyjebane. Chłopaki pojechali do Częstochowy bić się, na łamach plus ligi. Razem z Kacprem wybraliśmy się na łyżwy. Niby mała rzecz a cieszy, jak nie wiem. Kiedy spacerkiem wracaliśmy do domu, zadzwonił do mnie mój tata i oznajmił mi, że mam być jutro na meczu Vive z Dunkerque HB. Niezbyt mi się to uśmiechało, no ale skoro już miałam wakacje, do października, to zgodziłam się.

14.02 – Valedrinki
Jak ja nie lubię tego ‘’ święta” serio, wali mnie to czy ktoś to obchodzi, czy nie. Moim zdaniem jest to po prostu dzień jak każdy inny, tylko, że coś ludziom w głowie siedzi, że należy to ‘’święto” obchodzić… Uczucia należy okazywać codziennie, a nie bardziej w walentynki.Tak jak obiecałam tacie, pojechałam na mecz co Kielc. Standardowo na początek przywitałam się z nimi, większość znałam, także od razu zrobiłam tez zdjęcia w szatni. Swój mecz dziś także grała Resovia i rozgromiła Częstochowę 3:0. Wyszłam do samochodu, po drugi obiektyw, a z samochodu obok wyszedł Kamil. Byłam mega zaskoczona, bo mówił, że  widzimy się dopiero jutro.
- Co Ty tu robisz?
- Robię Ci niespodziankę. – wyją z bagażnika bukiet czerwonych róż – proszę!
- Nooo <łał> dziękuję  - pocałowałam go – a tak w ogóle skąd wiedziałeś, że tu będę?
- A to moja tajemnica.
- Dawid chlapnął?
- Tak.
- No to już wszystko wiadomo. – zaśmialiśmy się
Mecz układał się raczej po myśli Kielczan. Ja, a to robiłam swoje, a to zajmowałam się Kamilem i sobą. Po zakończonym meczu, poszliśmy na obiad.
- Znowu zwycięstwo Vive, ciekawe jak to będzie na naszym wspólnym meczy.- zamyślił się Kamil
- No jak to jak? Mamy 9 czy 10 zwycięstw z rzędu, to wiesz…
- Należałoby to przełamać.
- Nie kracz, nie kracz!
- Ale nam kibicujesz… - zrobił smutną minę.
- Takie życie – droczyłam się.
Najedzeni uzgodniliśmy, że wracamy do Rzeszowa. Jechaliśmy na dwa samochody, więc co raz się wyprzedaliśmy. Dojeżdżając do mojego mieszkania dostałam sms’a od Dawida, że już wracają i ma nadzieję, że niespodzianka się udała. Stwierdziliśmy, że idziemy na spacer, raz szliśmy w milczeniu, a raz śmialiśmy się i gadaliśmy na durne tematy. Jednym z nich był wywiad dla WP. Po moim pytaniu o jego sytuację transferową, zrobił kwaśną minę i powiedział tylko, że żadna mu dupy nie urwała i, że negocjacje trwają.
- Nawet mi nic nie powiesz?
- No, a co mam Ci powiedzieć, jak sam nic prawie nie wiem?
- Ehhh, z tobą to taka rozmowa.
Nasze nogi poprowadziły nas na Podpromie. Jako, że dziś nic się nie działo, wszędzie było ciemno.
- Ej, mam pomysł. – widziałam jak zapala mu się lampka nad głową.
- He?
- Jutro niedziela nie?
- Nooo.
- A orientujesz się, czy cos tu się jutro dzieje?
- No mogę się dowidzieć, a co?
- No, to jak nic się nie dzieje, to wynajmiemy sobie i zaprezentujesz mi swój handball.
- Hahaha chcesz oberwać po dupie?
- Nie, chce Cię wykończyć, na boisku. – zaśmiał się złowrogo.
Wracając wstąpiliśmy jeszcze do MC’a. Potem szybko do domu. Kacper pojechał na wyjazd służbowy, więc mieliśmy całe mieszkanie dla siebie. Kamil zadzwonił do Dawida, zapytać jak stoją sprawy i jak się potem dowiedziałam, hala od 13:30 była nasza. Także po 13 poczłapaliśmy na halę. Na początku niby ‘’ rozgrzewka’’, ja to się raczej nie przemęczałam, zawsze mnie to nudziło i zazwyczaj ją olewałam. Nie to co Kamil, on uważał, że diabeł tkwi w szczegółach. Najpierw, zaczęliśmy ‘’grę” jeden na jeden. W jednej z akcji obeszłam go zwodem, jak to zawsze uczył mnie tata. I rzuciłam bramkę. Nie spodobało u się to i od razu odpowiedział tym samym, tylko lepiej i szybciej wykonanym rzutem. Potem karne. Oświadczam, iż ani ja ani Kamil nie nadajemy się do rzucania karnych. Następnie ganialiśmy się po całym boisku i wyrywaliśmy sobie piłkę, aż w końcu widziałam, że daje mi fory, wyrwałam się i z połowy boiska, niczym Król Artur w Jedną Wentę, rzuciłam bramkę. Po czym walnęłam się na podłodze i leżałam totalnie bezsilna.
- Wykończyłeś mnie.
- Ja się pytam, gdzie twoja dawna kondycja.
- Skończyła się odkąd mam prawko i durnych 50-ciu merów nie chce mi się przejść.
- Leń…, ale chociaż ładny leń. – zaśmiał się.
- Oj Kamiś, Kamiś. – uśmiechnęłam się i go pocałowałam.
Leżeliśmy tak, już dobre kilka minut, aż drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy głos Dawida:
- No to tak się teraz nazywa handball.
- To nowy sposób na wygraną, nie znasz się. – zaśmiałam się. – A wy macie dziś trening, mieliście nie mieć?
- No mamy w sobotę, mecz ze Skrą, a jeszcze wcześniej Ligę Mistrzów.
- Tak samo i w jednym i w drugim sobie poradzicie elegancko. – podsumował Kamil
- OOO siema, kogo moje piękne oczy widzą. – zza drzwi wyłoniła się postać Igły. – siema stary. – przywitał się z Kamilem, jak ze starym kumplem. Pogadaliśmy jeszcze kilka minut i chłopaki musieli już zacząć trening, my postanowiliśmy zostać jeszcze na kilka minut. Ciągle czułam na sobie wzrok Fabiana, ale starałam się to jakoś maskować. Wróciliśmy do mnie i razem wzięliśmy długą kąpiel, która zakończyła się w sypialni…., a potem było już tylko lepiej.

Umyta, pachnąca, ogarniająca Internety leżałam na łóżku, kiedy pojawił mi się znajomy numer na ekranie:
- Serio? O tej porze zebrało Ci się na przeprosiny i tego typu rzeczy? – zapytała zirytowana
- Nie, nie chodzi o to, mam do ciebie mega sprawę – powiedział trochę zdenerwowany
- Tak?
- Twój kolega jest prokuratorem?
- Taakk?
- Bo widzisz, trochę, no jakby to powiedzieć.
- Wprost, bo idę spać. – zaśmiałam się.
- Wpakowali nas do aresztu, a mamy jutro mecz ze Skrą, to pomożecie nam? – powiedział tak szybko, że mało co zrozumiałam, ale jedno słowo odbiło się w mojej głowie wielkim echem ‘areszt’
- Jak to was? Kto jest z tobą?
- No to ja, Marko, Łukasz i Igła.
- Kurwaaa
- To jak pomożesz?
- Będziemy za 15 min. A za co was zamknęli?
- No bo piliśmy w parku na ławce i trochę sobie śpiewaliśmy.
- Co za ludzie – walnęłam tzw. facepalma. Poszłam do pokoju Kacpra:
- Masz chwilę?
- No? – wychylił się zza laptopa
- Pomożesz tym debilom?
- He?
- No chłopakom, weź bo zamknęli Fabiana, Marco, Łukasza  i Igłę. Trzeba im pomóc
- To dawaj, jedziemy.
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na komisariat, tam Kacper poszedł cos wyjaśnić i dzięki swoim wpływom, wyciągnął ich z aresztu. Niby, że za małą szkodliwość społeczną. Kiedy czekaliśmy na Kacpra, Łukasza, Marco i Krzyśka, którzy jeszcze coś załatwiali u dyżurnego, Fabian zaczął rozmowę.
- Dziękuję, gdyby nie Ty, to nie wiem. Już myślałem, ze powiesz ‘radźcie sobie sami’, że wiesz, że przez pryzmat tego co było kiedyś, powiesz, że to nie twoja sprawa.
 - Serio? Za takiego chamskiego człowieka mnie uważasz?
- Nie, po prostu, wiem, że nadal masz do mnie żal, za tamto. Tak chciałbym Cię, przeprosić. Już minęło kilka miesięcy, proszę Cię.
- To, że czas leczy rany, nie koniecznie tutaj za działa. Myślałam, że coś dla ciebie znaczyłam, a Ty co? Potraktowałeś mnie jak zwykłą szmatę, dziwkę.
- To nie tak! Proszę pogadajmy jak normalni, cywilizowani ludzie.
- To proszę, mów?
- Teraz? W środku nocy? Pod komisariatem? – zaśmiał się.
- Dobra, jakoś na dniach się odezwij. – westchnęłam.

DAWID
Razem z Sabiną, wracaliśmy z kina, postawiliśmy na spacer. Chodziliśmy ulicami, bez głębszego celu, liczyliśmy się tylko my.
- Kiedy mnie przedstawisz Monice? – zapytała.
- A kiedy chcesz?
- No ja zawsze, ale zawsze coś wymyślisz.
- Oj, bo ona jest specyficzna taka.
- He?
- No albo Cię polubi, albo znienawidzi.
- Upsss.
- Nie no spoko, ogólnie, też tak mam, ale też jesteśmy bardzo podobni charakterami. Także spoko, nie powinno być jakichś scen, czy coś. – zaśmiałem się.
- To muszę się jakoś mentalnie przygotować na to spotkanie. – uśmiechnęła się.
Szliśmy dalej, a to w ciszy, a to rozmawiając. Dochodząc obok komisariatu miałem wrażenia jakbym słyszał Monikę i jak się okazało nie myliłem się. Stała i rozmawiała z Fabianem. Podeszliśmy bliżej, ale tak żeby nas nie zauważyli. Mało usłyszeliśmy, ale zdanie ” Myślałam, że coś dla ciebie znaczyłam, a Ty co? Potraktowałeś mnie jak zwykłą szmatę, dziwkę.” Wpadło do mej głowy i nagle zaczęły napływać do mojej głowy najróżniejsze scenariusze….

________________________________
ELO, ELO 520! :D
Na początku, chce podziękować wam, za prawie 3500 odsłon, niezmiernie mnie to cieszy. I dziękuję, tez za komentarze. Choć dziwi mnie to, że na rozdział, który ma 190 wyświetleń przypada 2/1/0 komentarzy. Ja cieszę się, że jest ich tyle ile jest, ale moja radość byłaby większa, gdyby było ich ciut, ciut więcej… :D Ponawiam pytanie: czy ktoś chciałby mieć udział w prowadzeniu tego bloga, ma może jakiś inny pomysł na niego? Jeśli masz to napisz do mnie na maila : siatkazxc@wp.pl

czytasz + komentujesz = MOTYWUJESZ!!!

niedziela, 1 marca 2015

1.marzec

CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!!!
Jak pewnie wiecie, albo i nie wiecie, dziś 1 marzec. Dla jednych pierwszy dzień wiosny, dla drugich – Dzień Żołnierzy Wyklętych. Mój pra-pra dziadek służył kiedyś w Powstaniu Warszawskim, wiem że to zupełnie inna bajka, ale święta tego typu są dla mnie szczególne. Moim planem jest zarazić was PATRIOTYZMEM!
Codziennie dziękujmy Bogu, bo dzięki nim żyjemy w wolnym kraju. 



piątek, 27 lutego 2015

Seventeen

UWAGA, UWAGA!!! PRZECZYTAJ NOTKĘ NA DOLE!!!
- Sypa, kurde mówiłam żebyś tak nie robił, wykręcę rękę i przerzucę prze plecy i Cię będą zbierać z podłogi. – pogroziłam mu palcem
- oj tam, oj tam, no chodź tu… - przytulił mnie – ile ja na to czekałem!
- No durny, no! – tylko tak to skomentowałam i musiałyśmy już ich pozostawić.
W związku z meczem, każdy był nastawiony bojowo, co do tego widowiska. Większość wiedziała, jak Niemcy dostali się na ten mundial, tzw. tylnym wejściem. Pierwsza połowa, zdecydowanie była nasza, jednak po przerwie, cos zaczęło się psuć. Obrona nie działała tak jak powinna i było za dużo błędów a ofensywie. – tak Monika znawca. Po prostu jak człowiek ‘siedzi’ w tyle dobrych kilka lat, to już człowiek nie patrzy na to jak ‘ z fotela’, tam każdy jest selekcjonerem i najlepszym trenerem. Człowiek, który ma styczność z jakąkolwiek dyscypliną, zupełnie inaczej patrzy na to co robią zawodnicy na boisku. Pomimo, że mecz nie zakończył się tak jakbyśmy tego chcieli to i tak, początek mundialu, więc bez spiny. Po meczu, nikt nie mógł podejść do chłopaków. Taka Katarska zasada. Tak wiec, poszłyśmy trochę pochodzić po sklepach, ale jakoś nic nam ‘dupy nie urwało’, więc wróciłyśmy do hotelu. Tam poszłam do swojego pokoju, ale zaraz ktoś zapukał do drzwi.
- Można – wychylił się Kamil
- Jasne.  – chwila ciszy – Dobry mecz.
- Weź się Moniś kopnij w głowę!
- No co?
- Dobry? – zapytał z politowaniem
- No a nie? Dobry pod względem technicznym.
- Widać, ze córka byłego zawodnik.
- Jakiego zawodnika? Tyle co się Dariusz nagrał za młodu, to wiesz….
- No, nie mów, że Cię nie szkolił.
- Coś tam kiedyś, ale więcej to mnie wytrwałości i pokory nauczył na tyk kilku ” treningach”.
- I to i to bardzo potrzebne. A tak w ogóle, na ile zostajesz?
- Mam nad ranem samolot, ale mam bilety na finały.
- Oba?
- Oba, nie przewiduję inaczej. Normalnie ostatnimi czasy czuję się jak Wróż Maciej, tyle rzeczy wywróżyłam, że szok.
- Wróżbita, a nie Wróż!
- Oglądałam go ostatnio i tam kazał na siebie mówić Wróż, pamiętaj ze mną nie wygrasz. – zaśmiałam się.
- Za długo Cię znam, żeby sądzić, że z tobą w czymkolwiek wygram.
- Miło, serce rośnie. – zaśmiałam się
- To może ja tym razem Ci coś wywróżę. – Kamil zaczął myśleć, ale nie zbyt długo, bo piętro pod nami, zaczęła się niezła impreza.
- Oni mają tutaj jakąś ciszę nocną, czy coś?
- Nie wiem, ale też nie wiem, jaką przyszłości Ci przepowiedzieć.
- Żebym inżyniera obroniła, bo nie wiem czy wiesz, ale mam ze sobą notatki i się w samolocie uczę, bo to już za miesiąc prawie, a ja jestem w czarnej dupie mówiąc krótko.
- Dasz rade, bo jak nie Ty to kto?
Naszą rozmowę raczej nie można nazwać rozmową, bo ludzie w wieku 22+, powinni zachowywać jakieś pozory dojrzałości i normalności, a u nasz ani jednego, ani drugiego nie było widać na horyzoncie. Nasze ‘rozmowy’ trwały, tak samo jak impreza na dole, dostałam cynk od taty, że to panowie ‘ w turbanach’, czyli bogaci szejkowie, którzy uważają się za nie wiadomo kogo. Wychodząc z mojego ulubionego założenia, że ‘nikt mnie tu nie zna’, postanowiłam pójść i powiedzieć im kilka słów, bo była już dość późna godzina, a tak samo dla innych kadrowiczów, jak i dla zwykłych mieszkańców hotelu,  było to dość dręczące. Poszłam pełna werwy i determinacji, by ich jakoś ogarnąć. Jednak przeliczyłam się. Kiedy jeden z panów otworzył drzwi, zjechał mnie wzrokiem od góry do dołu, pytająco spojrzał. Ja grzeczni powiedział, że w hotelu są też inni ludzie i nie każdy ma dziś ochotę na taka imprezę, zważywszy na to, ze są drużyn, które jutro, grają ważne mecze. Ten tylko spojrzał na mnie i zrobił minę typu ‘pfff’. Na tym zakończyła się moje konwersacja, a raczej monolog. Wkurzona na maksa zeszłam do recepcji i poprosiłam do siebie kierownika. Powiedziałam, że jestem oburzona zachowaniem jego gości i jest to nie sprawiedliwe w stosunku do innych gości, bo takie sytuacje nie mogą mieć miejsca, tam gdzie przebywają reprezentanci krajów. Po jego minie wniosłam, że zbytnio się tym nie zainteresował.
- Jeśli pan czegoś z tym nie zrobi, to ja w tym momencie pakuje się i wyjeżdżam, a skandal międzynarodowy to tylko kwestia czasu. Chyba sobie pan nie zdaje sprawy jak potężną moc ma Internet, wystarczy jeden post, na odpowiedniej stronie, a pół Świata pana znienawidzi. – kiedy wspomniałam o skandalu, to jego mina mnie powaliła, oczywiście blefowałam, z tym, że wyjadę, jasna sprawa, ze i tak za kilka godzin już mnie tu nie będzie. Moja interwencja chyba pomogła, bo kiedy już wychodziłam z hotelu z moim tatuśkiem, podbiegł do mnie kierownik. Spojrzał na mnie i zapytał.
- Naprawdę pani wyjeżdża? Już jest spokojnie. – Na jego słowa odpowiedziałam, że pilne sprawy służbowe.  W drodze na lotnisko, roztłumaczałam tacie, o co mu chodziło. On tylko stwierdził, że nie poznaje mnie.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją małą Moniczką. – tylko tak mnie podsumował.

Nauka do obrony jak i zdania jeszcze dwóch egzaminów szła bardzo opornie. Mundial chłopakom, szedł bardzo dobrze, ale nie genialnie. Oglądając mecze zazwyczaj u Dawida, lub u mnie, gdzie schodziła się masa ludzi, było spoko, nawet bardzo. Raz Niko, przyniósł gopro i wszystkie moje teksty, jaki i inne zachowania zostały uwiecznione. Nie raz miałam ochotę wyrzucić telewizor przez okno, ale jak to bywa u Polskiej reprezentacji, wszystko zmienia się w ostatniej minucie. Przez egzaminy przeszłam jak burza, ale odbiło się to trochę na moim zdrowiu, mianowicie uczyłam się  do wschodu słońca i od razu pędziłam na egzamin, przez co miałam świeżo utrwalone i jakoś tam zdawałam to wszystko. Po tym wszystkim musiałam nieźle odsypiać.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że o finał będziemy się bić z Katarem, każdy wiedział, że nie będzie to łatwy mecz. Tak jak się mówi, że gospodarzom pomagają nawet ściany. Byłam bardzo ciekawa tego spotkania. Media wybuchły i każdy nawijał już wtedy, jaka to jest ”reprezentacja”, co oni mają wspólnego z Katarem.  Uczyłam się do obrony, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Pakuj się i zbieraj, masz bilet na nas i Katar – wykrzyczał mi Kamil do telefonu
- Cooooo? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No tak, a i jak chcesz zrobić Chapkowi ‘niespo’ to bierz Dagę.
- Ale czekaj, jak to masz?
- No mam, ma się swoje wejścia, i to imienny masz nawet.
- Co ty gadasz, ja szukałam przed wczoraj i nie było już.
- Dobra, pakuj się i tam tego, ja musze kończyć.
- Pa dziękujęęęęę.

Stwierdziłam, że nie ma co czekać, na szybkości zadzwoniłam do Dagi, była mega zdziwiona tym, po krótkich negocjacjach zgodziła się lecieć ze mną. Zaczęłam się ogarniać i jeszcze zadzwoniłam do mamy.
- Mamooo – przeciągałam samogłoskę – musisz coś dla mnie zrobić
- Już się boje…
- Jakby się dało to przebukuj mi bilet z piątku na czwartek z rana, w sensie, wiesz, żeby lecieć dziś w nocy?
- Ale po co?
- Bo dostałam bilet na mecz z Katarem.
- Wam to się już naprawdę w głowach po przewracało. Najpierw ojciec teraz ty. Co ja z wami mam – zaśmiała się
- No mamooo, tylko weź jeszcze jeden dla Dagi.
- I dziewczynę w ciąży przekabaciłaś? No zdurniałaś.
- Mamoooo
Wszystko działo się na tzw. wariackich papierach. Pakowanie się, dojazd Dagmary do Rzeszowa. Dosłownie wszystko! Poleciałam jeszcze na Podpromie razem z Dawidem i Igłą, nagraliśmy filmik dla naszych Orzełków. Spotkało się to także z pozytywną aprobatą trenera Resovii. Jak to stwierdził „trzeba wspierać swoich”. Potem tylko, lotnisko i 5 godziny w samolocie. Z lotniska, prosto do hotelu i dosypiać za zaległe kilka nocy.
Na meczu miałam wyrzuty sumienia, bo było strasznie głośno, a Daga w ciąży i nie miłosiernie mnie to męczyło, ale sama ciągle zaprzeczała. To spotkanie do najłatwiejszych nie należało, to co wyprawiali tam sędziowie i sama ‘Katarska’ drużyna przechodziło ludzkie pojęcie. Co ja na tych trybunach wyczyniałam to chyba nie chce wiedzieć, czułam się jakby wstąpił we mnie jakiś demon, czy coś.
- Możemy pogadać? – zapytałam
- No okej. – powiedział niechętnie  - przez telefon, czy gdzieś w cztery oczy?
- W cztery oczy, przyjdź na moje piętro, mam spoko miejscówkę.
- Oke, będę za 5 min.
Ogarnęłam się trochę, przebrałam w dość swobodny zestaw. I od razu wszedł do mnie Kamil.
- Chodź, ogarnęłam że na dachu jest taki fajny taras, tam pogadamy.
- Oke, jak chcesz, - powiedział dość obojętnie. Wtoczyliśmy się na sam dach, tak jak się spodziewałam, było pięknie, dużo zieleni, a w oddali duży hamak (taki sam jak był w Jersey Shore. W jednej ze scen właśnie Deena z niego spadła). Poszliśmy w jego stronę, usiedliśmy. Na początku, cisza jak ta w niebie, postanowiłam zacząć, ale mnie ubiegł.
- Nie powinnaś tak paradować, taka nie ubrana.
- Walić ich, zawsze mogę dać w łapę. – zrobiłam minę zimnej suki.
- Możemy nie poruszać tego tematu?
- Okej, ale wiedz, że Polscy internauci, nie pozostawią na nich suchej nitki, tylko jeszcze jakieś dwie godziny. – zaśmiałam się
- Na tych, to zawsze można liczyć. Oczywiście to też nasza wina, kurde Moniś, nie masz pojęcia, co ja mam teraz w głowie, wszystkie akcje pamiętam prawie idealnie i zawsze jest to samo pytanie, czy w dobrym kierunku rzuciłem? Przecież mogłem inaczej podać, albo na skrzydło, albo już nie wiem.
- Kurde, Kamil, weź się ogarnij. Mecz zagraliście świetny, to nie twoja wina, że teraz można wszystko kupić, ale w niedzielę, masz wyjść na boisko i gówno mnie to obchodzi wszystko, ale macie to wygrać i pokazać tym tu wszystkim szejkom, kto powinien grać o złoto!!! – krzyknęłam prawie na jednym wdechu, ale on się tylko uśmiechnął. – no i co się cieszysz, jak głupi do sera?
- Bo lubię jak się denerwujesz.
- No właśnie złość piękności szkodzi, a nie ma czym szastać.
- Już bez przesady, jesteś piękna i tyle.
- No weź, bo się zarumienię. – zadzwonił mój telefon, co oznaczało, że dostałam sms’a – O kurde – zaśmiałam się, - no nie mogę, patrz. Dawid przysłał i wiadomość ”wracam sobie po treningu (na którym oglądaliśmy mecz L), patrzę, a tutaj to chyba ktoś się zdenerwował.
- Patriota widzę – uśmiechnął się
- To o czy my tu ten? Aaa, że mi słodzisz strasznie i się zaraz zarumienię.
- Już to zrobiłaś. – odruchowo przyłożyłam dłoń do prawego policzka, on na drugi policzek położył mi swoją rękę. Spojrzał głęboko w oczy i mimowolnie zaczęliśmy się całować. Od razu pokochałam go bardziej. Jego pocałunki, jego oczu, jego dotyk, jego charyzmę, jego, no ogólnie jego całego. W jednej chwili mój świat wywrócił się do góry nogami, o 180 stopni. Momentalnie znaleźliśmy się w moim pokoju. Zamknęliśmy drzwi na klucz i bez zbędnych precedensów zajęliśmy się sobą….

- Kocham cię! – wyszeptał kiedy wychodził z pokoju.
- Ja ciebie też! – rzuciłam za nim.
Jedna chwila, jedna sekunda i beng. Jak to życie potrafi być przewrotne. Postanowiłam pójść wziąć szybki prysznic i położyć się spać. Jednak jak to człowiek Internetu ma, musi przed snem pochłonąć dużą, jak nie bardzo duża dawkę, kwejkowych czy youtubowych treści. Głównym tematem byli oczywiście sędziowie, naszego dzisiejszego meczu.  Wysłałam Kamilowi linka i kazałam pozdrowić Adama. Na głównej na yt królował film z oklaskiwania sędziów. No cóż, na polskich internautów zawsze i wszędzie można liczyć. Zasnęłam trochę ze smutkiem w sercu, bo cały czas miałam w głowie, niesprawiedliwe zachowanie sędziów. Następnego dnia, obudziłam się około 9, zwlekłam się w łózka, poszłam ogarnąć i ubrałam się w dość nie typowy dla mnie strój, bo po wczoraj dostałam reprymendę  od taty i Kamila ‘bo tutaj mają inne zasady’.  Do sukienki zwykłe sandałki. Zeszłam na śniadanie i tam usiadłam z Dagą. Potem ruszyliśmy na zakupy, bo jak to być w Katarze i nie być na zakupach. Pochodziłyśmy trochę, ale jakoś nic nas nie przekonało, poszłyśmy coś wypić, od dłuższego czasu, zauważyłam, że chodzi na nami jakiś facet. Sfrustrowana ta sytuacją, podeszłam do niego.
- Przepraszam, czy chce pan o coś zapytać? – facet był wyraźnie zaskoczony.
- YYYY w sumie to tak. Co panie robią, jutro (niedziela), w godzinach popołudniowych?
- Słucham?
- Czy nie chcą może panie zarobić?
- Słucham?
- Sprawa prosta, płacimy wam, za kibicowanie drużynie Kataru.
- ”Drużynie Kataru” – zrobiłam w powietrzu króliczki palcami. –No chyba sobie pan żartuje, no to już jest po prostu szczyt. Czy na prawdę uważacie, że wszystko można kupić? – zapytałam retorycznie i oddaliłam się. Potem pochodziłyśmy jeszcze trochę po sklepach a potem do hotelu. Można powiedzieć, że było czuć w powietrzu miłość. Było pozwolenie od trenera, że rodziny przebywały w hotelu i reprezentanci mieli z nimi kontakt. To chyba pomagało im jakoś psychicznie, bo gdy widziałam, jak Chrapek po przegranym meczu gada z brzuchem Dagi, to wyglądał na opanowanego, a kilka minut przed był, megaaaa wkurzony, wkurwiony!

Mecz Polska – Hiszpania.
Rano wpadł Kamil do pokoju i rzucił (miało być na łóżko) we mnie koszulka z numerem 23.
- Widzę Cię w tym dziś.
- Ej – zaczęłam ją oglądać. – ale ona ma metkę.
- No a jaka ma być?
- No tają to ja mogę sobie kupić w sklepie, albo na meczu. Ja chce twoją.
- Co za wymagania. – westchnął. – Zaraz przyjdę. – on wyszedł, a ja zaczęłam się ogarniać. Włożyłam krótki top i spodnie a’la dresy. Kamil wrócił, pocałował, dał koszulkę i popędził na trening. Bo to dziś, dziś jest nasz być, albo nie być na tych mistrzostwach. Na hale poleciałyśmy godzinę przed meczem. Mówiąc krótko, była masakra. Wszędzie panowie w turbanach, z milionami na kontach. Mecz rozpoczął się fantastycznie dla naszych, przewaga 7:2 dodawała skrzydeł Orzełkom. Niesyty nie trwało to wiecznie, ale na przerwę schodzili przy stanie 13:13. Zdzierałam gardło jak tylko się dało, fajnie się kibicuje kiedy drużyna wygrywa, a kiedy przegrywa, trzeba się starać jeszcze bardziej dopingować. Kiedy w ostatnich 10-ciu minutach przerywaliśmy 4 bramkami, przypomniało mi się powiedzenie, jakie zawsze mówił mi Dawid w takich sytuacjach ” wciąż mamy matematyczne szanse”. Z taką myślą obserwowałam ten horror, jaki zafundowali nam nasi. Po rzucie w ostatniej sekundzie, cała hala wybuchła, cała Polska wybuchła, razem ze mną. Czekała nasz dogrywka, po prostu potem to już nawet nie wiem co się działo. Ostatnie 2 sekundy i koniec. POLSKA BRĄZOWYM MEDALISTĄ MISTRZOSTW ŚWIATA i tyle w temacie. Tak właśnie ujęłam mój status na fb, Instagramie i Tweeterze. Popatrzyłam w stronę chłopaków, Kamil – płacze, Michał – płacze, Daga – płacze, ja – płaczę. No płakałyśmy jak głupie, ale te emocje i coś czego dokonali nasi chłopcy, to przeszło wszelkie pojęcie. Radość nie odpływała, ciągle cieszyliśmy się z ta wielkiego wydarzenia i osiągnięcia.  Potem już finał Francja – Katar, oczywiście wszyscy  byliśmy francuzami. Na tym meczu nie byliśmy świadkami takiej farsy jak miało to miejsce u nas. Siedząc na trybunach, ciągle cieszyliśmy się z naszego brązu, a jeszcze bardziej gry Francja dokopała ‘Katarowi’. Świętowania jako takiego nie było, bo wiadomo, alkohol czy coś jest tam zakazane. Pożegnaliśmy się na lotnisku, ja poleciałam do Rzeszowa, a Kamil do Warszawy. W domu od razu zajęłam się przygotowaniami do obrony inżyniera.

06.02.15 – obrona
Ciśnienie mi się mega podniosło, apogeum wystąpiło w kontekście stresu i czekałam już tylko żeby ten dzień się skończył. Zostałam wywołana i poszłam  zdeterminowana i w pewnym sensie postawiłam wszystko na jedną kartę. Zostało zadane m 7 pytań, na 6 odpowiedziałam bez zawahań, jednak ostatnim się trochę zszokowałam.
- Pani sobie przekładała  egzamin w ostatni, prawda? – profesor zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Taak – odpowiedziałam spokojnie, jednak z zaskoczeniem.
- A można wiedzieć z jakiego powodu?
- Hmmm można powiedzieć, że sprawa wagi państwowej.
- Tak właśnie myślałem, że wzrok mnie nie myli, bo widzi pani…


___________________________
Uwaga! Uwaga!
Zwracam się do was z propozycją. Czy jest tutaj ktoś chciałby poprowadzić ze mną tego bloga? Chciałabym aby rozdziały były bardziej ciekawe i pojawiały się częściej, bo takie przerwy to nie jest zbyt dobra rzecz. Jeśli jesteś osobą chętną do pomocy napisz do mnie maila siatkazxc@wp.pl

Dziękuję za tyle wyświetleń w ostatnim czasie i czekam na komentarze. :D

czwartek, 5 lutego 2015

Sixteen

‘wybieram tą ostatnią.’ – ‘ ?’ –dla pewności wysłałam mu jeszcze zdjęcie. – ‘ tak, zaufaj mi’
Na tym nasza konwersacja się zakończyła. Tak jak się umówiliśmy Bartek w Sylwka przyjechał do mnie ok. 9. Zebraliśmy się i pojechaliśmy, droga zajęła nam jakieś 2,5 godziny. Może to trochę nie ładnie, ale ‘’obgadywaliśmy’’ innych reprezentantów, oczywiście nigdy ich nie obrażaliśmy, zazwyczaj to były jakieś głupie historyjki. Jakoś zeszliśmy na temat Skry.
- No Andrzej miał urodziny, widziałam zdjęcia z imprezy nawet.
- A wiesz jaki prezent sobie sprawił? – zaciekawił mnie Bartek
- Jaki?
- Ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć, jak Ci to powiem.
- No okej, okej!
- BMW x6!
- COOO?
- Miałaś nie krzyczeć.
- No serio? X6? Przecież to miał być mój samochód marzeń! No i zobacz, tak to jest z moimi marzeniami, jak sobie coś wymyśle, to oczywiście ktoś musi to zrobić wcześniej ode mnie i dlatego mnie to mega denerwuje.
- Co się dygasz? Wymyśl sobie inny samochód, powiedz tacie, to Ci kupi.
- No i właśnie, x6 miał być moim pierwszym samochodem, na który sama sobie zapracowałam, a nie, że tata mi kupi.
- No wiem, przecież, ale wiesz znam twoją głowę do interesów i to x6 by trochę musiało poczekać.
- Nie prawda, nie śmiej się ze mnie! – pogroziłam mu palcem
Reszta drogi była śpiewana, co raz włączałam jakieś hity z 2007/8 roku. Było mega fajnie posłuchać kawałków, którymi jaraliśmy się w ”dzieciństwie”, niesamowite, że minęło tyle lat odkąd je ostatni raz słyszeliśmy, a nadal pamiętamy tekst, coś pięknego po prostu. Dojechaliśmy do hoteli i byliśmy jednymi z pierwszych gości. Przed nami był Pit z Olką. Zapoznałam się z nią i mogę stwierdzić, że jest bardzo miłą i spoko dziewczyną. Od razu złapałyśmy wspólny kontakt. Na cały bal mieliśmy się stawić na 18-nastą. Weszliśmy do pokoju, a tam już pierwsza niespodzianka – duże łoże małżeńskie.
- Nosz kurwa, nie ta noc. – skomentował Bartek
- No co ty, boisz się ze mną spać? Tyle razy już spaliśmy razem, że chyba nie ma co robić zadymy.
- Masz rację, jak nigdy się z tobą zgodzę. – i padł na łóżko.
Poszliśmy coś zjeść, a potem już etap przygotowania, żeby jakoś wyglądać. Paznokcie, jak zawsze ostatnimi czasy miałam hybrydy. Miałam szczęście, bo Bóg obdarzył mnie talentem sprawnej pewnej ręki i makijaże na wszelkie imprezy robiłam sobie sama. Czy to studniówka, czy wesele, tak było i tym razem. Pomalowałam się trochę kolorami nie pasującymi mi do sukienki, ale do butów, już jak najbardziej. Włosy były dla mnie zwykłą rutyną, bo jak na moje mega długie włosy, tylko je lekko pokręciłam prostownicą i skręciłam boki, efekt nie był odzwierciedleniem tego ci miała w głowie, ale było znośnie. Wszystko dopełniłam torebką i zestawem biżuterii. Stwierdziłam, że skoro już wyglądam całkiem spoko, można zrobić notkę na mojego bloga, bo opuściłam go trochę. Kiedy Bartek też się już wystroił, razem zrobiliśmy sobie zdjęcia, a ja moje od razu wrzuciłam na bloga. Jak wcześniej ustaliliśmy razem z Piotrkiem i Olą spotkaliśmy się 15 minut, przed ustaloną godziną.
- O kurde Moni, jaka ładna sukienka! [łał] – skomentowała Olka
- A dziękuję, dziękuję. – odpowiedział Bartek – sam wybierałem.
- To prawda? – zapytała z niedowierzaniem Ola.
- Tak, stwierdził, że skoro nie ma dekoltu to chociaż niech nogi będą. – powiedziałam a wszyscy się zaśmiali. – bo początkowo miała być maxi.
- Oj, ty to możesz i maxi nosić, bo wysoka jesteś, ale i tak ślicznie wyglądasz.
- No ty też niczego sobie, ślicznie Ci w różowym.
Zeszliśmy na dół, do głównej sali, tam byli już wszyscy. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Bartek oczywiście cały czas ‘pilnował’ abym za bardzo nie zbliżała się do pewnego członka Resovii. Przy stoliku siedzieliśmy z Piotrkiem i Olką, Rafałem i Olką, Dawidem i (wreszcie poznaną, przeze mnie) Sabiną. Na początku, jakieś przemowy i tego typu rzezy. Powiem, że nie wiele mnie i Bartka to interesowało bo siedzieliśmy cały czas na Instagramie.  Kiedy w końcu wyszliśmy na parkiet jako pierwsza, poleciała dość wolna piosenka. Razem kołysaliśmy się na boki. Potem oczywiście już lżejsze kawałki, przy których polecieliśmy ‘w dens’ na pół nocy. Alkohol był, ale jakoś nikt specjalnie się nie urobił tej nocy.  Ja w końcu dorwałam Andrzeja w tańcu.
- Andrzeju, zawiodłam się na tobie.
- Co? Na mnie? Jak? – spytał
- Doszły mnie słuchy, że spełniłeś moje marzenie!
- Co ty gadasz Moniś.
- No to, że kupiłeś sobie mój wymarzony samochód.
- Chodzi Ci o ”Britani”.
- Nadajesz samochodom imiona?
- A co w tym dziwnego?
- Oprócz tego, że zawsze tacy ludzi kojarzyli mi się z totalnymi mafiosami i wybitnymi debilami, to jak najbardziej spoko. – zaśmiałam się – a tak na serio, to x6-tka miała być moja!
- Wyczuwam zazdroo.
- Endrjuu, dasz się przejechać? – spojrzałam na niego słodkimi oczkami.
- No nie wiem, nie wiem.
- Z wami chłapami to taka robota. – zaśmiałam się
- Chodź na zewnątrz. – pociągnął mnie za rękę. Wyszliśmy przed budynek i odeszliśmy trochę, bo pod samym wejściem, niektóre dziewczyny paliły, a tak samo z Andrzejem nie lubimy tego ‘zapachu’.
- To jak? Kiedy dasz mi polecieć bokiem swoją Britani?
- Nie ufam Ci, aż tak.
- No wiesz co! – udałam oburzoną – wiedz, że zdałam prawko za pierwszym,  a jak kiedyś na gokartach byłam, to jakiś facet podszedł i się mnie zapytał, od ilu lat jeżdżę i czy nie chciałabym należeć do jego drużyny.
- I co?
- To co zawsze, czyli całe, wielkie NIC z tego wyszło, poszłam na jeden ‘trening’, ale jakoś nie mogłam pogodzić tego ze szkołą, a poza tym z chłopakami tam nie potrafiłam się dogadać.
- Żałujesz?
- Kiedyś tak, a teraz? Nie wiem, chyba nie, jakoś mnie to specjalnie nie kręciło. To co, dasz polecieć bokiem? JBB te sprawy?
- Nie wierzę w to co teraz powiem, ale jutro spotykamy się na parkingu. 
- Ta? Serio?
- Tak, przekonałaś mnie tymi gokartami.
Sylwester z reprezentacją? Coś genialnego, bywałam na różnych tego typu imprezach i teraz oświadczam, że pomimo kilku osób, bawiłam się perfekcyjnie. Położyliśmy się do łózka ok. 5. Obudziłam się po 11, a i tak byłam dość wyspana. Jako człowiek Internetu, od razu wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać Insta i Fejsa. Postanowiłam obudzić też Bartka, jednak to nie była taka prosta sprawa. Najpierw tylko krzyczałam, potem zabrała kołdrę, na koniec powiedziałam mu, ze pójdę się odświeżyć i jak wrócę to ma być już na nogach. Umyta i w miarę ogarnięta, ubrałam się w NB, czarne dresy, bluzę. Włosy związałam w luźny kucyk.
- Bartek, no bez jaj już, wstawaj. – skoczyła na łóżko i położyłam się na nim.
- Halo, halo wstajjjee, ooo przepraszam. – Piotrek wpadł do naszego pokoju i zobaczył nas w dwuznacznej sytuacji. Od razu zaczął się wycofywać.
- Ej, czekaj – krzyknęłam za nim. – Pit, ja wiem jak to wyglądało, ale tu się serio nic nie działo.
- Ale, spoko, oboje jesteście dorośli, także wiesz.
- Piotrek, ja cię tylko proszę o jedno. – przyłożyłam palec do ust – nie chcę plotek po prostu.
- Spoko, spoko, do mnie jak w studnie, a teraz zapraszam na śniadanie.
- To dzięki bardzo, a na śniadanie zaraz go zwlekę, zajmij nam miejsca, oks?
- Oks, oks.
Wróciłam do pokoju, a tam ku mojej uciesze Bartek już ubrany. Oboje wyszliśmy z pokoju w dresie, jako prawilniaki. Tylko, że ani w nim, ani we mnie nie ma nawet jednego procenta prawilności.
Na stołówce zajęliśmy miejsce obok Pita i Oli, no nie mogę wyjść z podziwu jaka ona jest sympatyczna.
- Czemu, one się tak dziwnie na mnie patrzą? – zapytałam Olę, kiedy przez dłuższą chwilę, dziewczyny Karolla i Fabiana się mi przyglądały.
- Hmmm może dlatego, że nie masz tony tapety na twarzy i wyglądasz jak dres.
- Czy to takie dziwne, że wolę wygodę, niż jakieś ubrania, przez które czuję się nieswojo?
- No wiesz, jak kto lubi.
- A chuj z tym.
- Dokładnie.
Resztę dnia spędziliśmy na durnych rozmowach, wspomnieniach, śmiesznych sytuacja z naszego życia, ogólnie rzec biorąc, banany nie schodziły nam z twarzy. Jednak kiedy siedzieliśmy u nas w pokoju, przyszedł Andrzej.:
- Gotowa? – zapytał a wszyscy spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem.
- Od urodzenia. – zaśmiałam się.
- Jak coś to wziąłem gopro, będę miał dowody.
- A o co chodzi? – zapytał zdezorientowany Karol
- Dowiesz się jak przeżyję, idziemy. – dodałam i pociągnęłam Andrzeja za rękaw do kurtki.
Pojechaliśmy na oddalony parking sklepowy. Miałam szczęście bo w Nowy Rok, wszystko jest pozamykane. Lekko podmarznięte podłoże, było idealne. Może ktoś to uzna za dziwne, ale ja wychowałam się w gronie chłopaków, robiłam to co oni i zakochiwałam się w tym. Jak moje koleżanki z liceum chodziły po klubach i szukały odpowiednich partii dla siebie, ja jeździłam na nielegalne wyścigi pod Warszawę. Nigdy się nie ścigałam, bo po porostu nigdy by się na to nie zgodzili moi przyjaciele. Jeździłam tam ze względu na to, że chciała popatrzeć na piękne, szybkie i najróżniejsze samochody. Zamieniliśmy się z Andrzejem miejscami, on włączył kamerę, aktorsko się przeżegnał i powiedział:
- Okej, miejmy to już za sobą.
- E tam, nie sraj żarem, bo grozi pożarem. Bez spiny.
Jazda nie była zbyt udana, gdyż już po dwóch ‘’łychach”,  na parking zawitała policja. Pomimo mojego uśmiechu i miłego głosu, dostałam 300zł. I 4ptk. Od razu kiedy podjechali, przesiadłam się na miejsce pasażera.
- No nie wierze. – zaśmiał się – ile już masz?
- Że punktów czy mandatów?
- No i tego i tego.
- No to razem już 6ptk, a to mój drugi mandat, pierwszy była za parkowanie.
- No ja podobnie.
- A ile? – zaciekawiłam się
- 12ptk. Ale tak szczerze to, w większości za moją głupotę.
- Prędkość, parking? – zaczęłam strzelać
- Nooo, nie jeden za prędkość, a to za przejazd na czerwonym, ale to jeszcze pomarańczowe moim zdaniem było.
Wróciliśmy do hotelu, od razu Andrzej musiał wszystkim opowiedział o mim wyczynie, w sumie, ludzka rzecz dostać mandat, więc idąc tym tropem, wstawiłam zdjęcie na Insta, z opisem: „x6 zaliczone, opłacało się nawet za te 300zł”. Już po kilku godzinach byliśmy w drodze do domu, ja jako że na uczelnie miałam iść 8.01 stwierdziłam, że w piątki nie mam zajęć i zostaje jeszcze na tydzień w domu. Już w domu zaczęłam się uczyć do sesji, ale jakoś nie mogłam się skupić na dłużej niż  godzinę. Wszytko było spowodowane turniejem piłki ręcznej w Oviedo. Siatkę uwielbiam, ale ręczną kocham.
Już 9 stycznia, polska reprezentacja zaczęła od meczu z Norwegią. Niestety po przegranym meczu, niektórzy ‘znawcy’ się wypowiedzieli. Ja mówiąc krótko lałam na nich. Wierzyłam w naszych Orzełków, czy mecz układał się dobrze, czy tez od razu mnie jakiś kryzys. Szczerze mówiąc, gdyby nie to ze 11 stycznia musiałam pojawić się  na zaliczeniu to poleciałabym do Hiszpanii, nie zastanawiając się nawet nad tym. Turniej ukończyliśmy nie na pierwszym miejscu, ale tez było okej. Teraz moim priorytetem były cztery egzaminy w tygodniu, jeden musiałam sobie przenieść na ten tydzień bo 16 leciałam do Kataru na mecz z Niemcami. Moim priorytetem właśnie było zdać te egzaminy i lecieć dopingować.
Teraz siedzę w samolocie i zastanawiam się czy wzięłam dobre ubrania, bo sama siedzę w parce, a lecę do kraju gdzie jest 25-30 stopni. Z lotniska odebrał mnie tata i razem pojechaliśmy do hotelu. Mieszkałam w tym hotelu co oni, tylko dwa piętra wyżej.
- A co ty masz tak mało rzeczy? – zapytał tata, kładąc moją walizkę na łóżku.
- No jak przyjechałam dziś, a jest – spojrzałam na zegarek – 13, a wracam jutro o 5 rano.
- A no fakt i może jeszcze mam cię zawieść na lotnisko?
- No tak, raczej jakiegoś araba nie poproszę, bo mnie wysadzi, czy coś.
- Monika, nie mów tutaj takich rzeczy! – zaśmiał się
Na meczu pojawiły się też żona Piotrka – Alex (jako ze znałyśmy się z liceum, tak na nią mówiłam) i żoną Chrapka. Razem poszłyśmy na swoje miejsca, a wchodzący do hali reprezentanci przechodzili obok nas.
- Ej to nie [fer], wy maci koszulki swoich mężów, a ja co?
- A ty masz mnie – zaszedł od tyłu i zakrył mi oczy Ka…


______________________
dodaję teraz, bo wyjeżdżam jutro na narty, powodzenia w czytaniu!
Pojawi się nowy bohater i zamiesza trochę w głowie Moniki.
Proszę, albo nie, ja błagam was o komentarze, widzę, po wyświetleniach że mnóstwo was przybyło a komów jak nie było tak nie ma, proszęęęę

Pozdro 230!!!

niedziela, 1 lutego 2015

POLKA POLSKA POLSKA!!!!!!!!!!!!!!!

COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO ONI UCZYNILI!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3
KOCHAM SIATKĘ, ALE TE EMOCJE W SZCZYPIORNIAKU MNIE WYKOŃCZĄ I ZA TO WŁĄŚNIE JESZCZE BARDZOEJ ICH KOCHAM, TO NIC, ŻE BRĄZ. DLA MNIE, JAK I CHYBA WIĘKSZOŚCI ONI SĄ ZŁOCI!!!!
NADAL MOJE STANOWISKO, CO DO ”KATAU” NIE ULEGŁO ZMNIANIE!!!

KOCHAMY WAS CHŁOPAKIIIIII NA DEMPSEY ZAWSZE MOŻNA LICZYĆ <3 <3
TERAZ CZEKAMY NA STYCZEŃ 2016 <3

NIE MA NIC PIĘKNIEJSZEGO OD TEGO!!!!!!!!

NIE WIEM JAK WY, ALE JA PŁAKAŁAM, PŁACZĘ I PEWNIE BĘDĘ PŁAKAC JESZCZ DŁUGO, DZIĘKUJĘ RODZICOM, ŻE MOGŁAM BYĆ ŚWIADKIEM TAKICH WYDARZEŃ Z UDIZAŁEM POLAKÓW!!!


_____________
rozdział na dniach :D

sobota, 31 stycznia 2015

Fifteen

- Nie pojebało tylko trzeba w nim wzbudzić zazdrość. Z własnego doświadczenia wiem, że to działa. W końcu zrozumie co stracił.
- No sama nie wiem, ale jakoś muszę mu pokazać co stracił.
- I to jest postawa godna mistrza.
- A właśnie, mistrza…. Gadałeś może z którymś z chłopaków?
- Oj, gadałem, ale no co ja mogę, nic nie mogę.
Resztę dnia spędzaliśmy w bardzo miłej atmosferze, poszłam z Bartkiem na trening, ale zbytnio się nie naoglądałam ich treningu, bo gdy tyło siadłam na trybunach zadzwonił mój kolega:
- Hej Moniś, możesz gadać?
- No siemka, Kacper whats up?
- Jest taka sprawa, dostałem 5-cio miesięczny starz wyższy w Rzeszowie i sprawa wygląda tak, że szukałem dla siebie mieszkania, ale wszyscy chcą umowy podpisywać i w ogóle, a ja nie wiem, czy to rzeczywiście będzie 5 miesięcy, 3 czy ile. Bo wiadomo, że w moim zawodzie jeden zły ruch i wszystko w pizdu. Dlatego moje pytanie brzmi: czy posiadasz może w swoim mieszkaniu jakiś pokój?
- O matko, będziemy razem mieszkać.
- No jeszcze nie wiadomo czy będziemy.
- Wiadomo, wiadomo, moje drzwi są zawsze otwarte dla wszystkich naszych zameczków. To kiedy się wprowadzasz?
- A kiedy mogę?
- A o kiedy masz ta pracę?
- Od 1-go stycznia.
- AAA dziś jest który?
- 29 listopad.
- No bo widzisz, trochę mi się dni pomieszały. Ale to czekaj, weź pakuj się i przyjeżdżaj, tylko jest jeden problem, mnie nie ma w kraju, będę jutro. To zrobimy tak, przyjedziesz, ja zadzwonię do Dawida, on ma klucze zapasowe jedne, niech Ci otworzy i tam już nie raz byłeś to chyba się nie zgubisz, a ja wrócę to Ci tam przygotuję pokój, na razie się w salonie rozłożysz, może być?
- Ale zamieszanie robię, a o której będziesz jutro w Polsce?
- Myślę, że około 19. Coś takiego.
- To może, nie będziemy tak kręcić, tylko ja przyjadę tak, na przykład na 20.
- No też w sumie okej, to jakoś ogarnę to mieszkanie.
- Moniś dzięki. A można wiedzieć gdzie jesteś?
- Ale przyrzeknij, że nie powiesz nic nikomu, ani słowa, a jak coś usłyszysz to cię wyprzesz?
- No okej.
- We Włoszech.
- O proszę jak się szlachta barwi.


DAWID
Co ona sobie wyobraża, nie odbiera teraz jeszcze zajęte cały czas. Martwię się, w sumie wiem, ze jest dorosła i może robić co chce, ale w głębi serca czuję się za nią odpowiedzialny. Wchodząc na halę, do szatni odzwoniła w końcu. Machnąłem tylko do chłopaków ręką na tak zwane przywitanie.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie ty jesteś do cholery?
- Ale najpierw gdzie ty jesteś?
- Ja? – zapytałem zdziwiony, że to ona się mnie pyta – w szatni, zaraz mam trening, bo nie wiem, czy wiesz ale w niedzielę gramy ze Skrą.
- A jesteś sam? – rozejrzałem się po szatni i tylko przyłożyłem palec do ust na znak, aby zapanowała cisza.
- No tak, weź się Monika ogarnij, gdzie ty jesteś, wszędzie Cię szukałem.
- Bo widzisz….. pojechałam do Włoch.
- Gdzieeeeeeeeee? – krzyknąłem
- No właśnie, nie chciałam, Ci mówić, bo byś na mnie krzyczał.
- Ale, dziecko drogie, po co?
- Miałam bardzo ważną sprawę do Bartka, która wymagała spotkania w 4 oczy.
- Nie wgłębiam się, musze kończyć, pamiętaj, że w niedzielę mecz.
- Wiem, wiem.
Odłożyłem telefon do torby i zacząłem się zastanawiać, po kim ona ma takie pomysły. Zamyśliłem się.
- EEE Dawid, nie myśl tak, bo jakimś filozofem to ty nie jesteś, no nie oszukujmy się.
- A daj, pan spokój – machnąłem ręką w stronę Pita – no niby 22 lata prawie, a zachowuje się jak jakiś pusty gimbus. Serio.
- Monika?
- No tak, to nie jest moja rodzina, podmienili w szpitalu czy coś.
- A co zrobiła, ze się jej wyrzekasz?
- Miała jakąś tam sprawę i gdzie pojechała, no gdzie? Do Włoch. Na drugi koniec świata.
- Oj nie taki drugi, lepiej tam niż do Rosji. – wtrącił Igła.
- O kurwa, miałem nikomu nie mówić, gdzie ona jest. Nie sypniecie mnie?
- No coś ty, jesteśmy drużyną i to co w drużynie, nie wychodzi poza nią.
- Dzięki, bo by mnie zabiła. A Igła – pstryknąłem palcami – temat Rosji chyba został zamknięty. Bo nic ostatnio nie słyszałem na jego temat.
-To dobrze? – zapytał niepewny Pit.
- No dla mnie tak, nie lubię go, za dobra Monika dla niego była. Moim zdaniem cham i tyle.
Dzisiejszy trening, był inny. Niby robiliśmy to samo, ale każdy dobitnie czuł nadchodzący mecz. Każdy chciał wypaść jak najlepiej by znaleźć się w wyjściowej szóstce.

MONIKA
Mówiłam sobie tylko jedno słowo pod nosem ‘fuck, fuck, fuck’.
- Co to za nie ładne słownictwo? – zapytał Bartek, który właśnie wyszedł z szatni z butelką wody.
- A daj spokój, zapomniałam, że jutro Resovia ze Skrą gra.
- UUU walka gigantów.
- No, ale nie obejrzę raczej, bo będę w samolocie.
- A może zostaniesz jeszcze kilka dni?
- Nie mogę, muszę oddać pracę, mam jeden rozdział a chciałam jeszcze napisać coś do drugiego.
- Fiu, fiu pani inżynier.
- No jak dobrze pójdzie, to będzie pani inżynier.
- Będzie, będzie. – uśmiechnął się zabójczo i poszedł.
Trening? Jak każdy inny. Grali pięknie, chociaż pięknie to zbyt słabe określenie dla ich gry. Grali bardzo dobrze, a może i nawet bardziej niż bardzo. A i przy okazji popatrzyłam sobie na ładne i zgrabne tyłeczki. Następnie wyciągnęłam Bartka na małe zakupy. I ogłaszam wszem i wobec, że był to najszybszy zakup w moim życiu. Weszłam do sklepu, zobaczyłam, przymierzyłam, kupiłam. Zajęło mi to jakieś 10 minut. Nawet Bartek był pod sporym wrażeniem. Poszliśmy jeszcze na prawdziwy włoski obiad – lasanege, o dziwo smakowało mi, bo w domu to tak nie koniecznie.
Nadszedł w końcu mój czas i musiałam wracać do Polski.
- Nie chce żebyś leciała, będzie mi smutni.
- Oj Bartuś, stary chłop jesteś, nie będzie bo już niedługo święta. – kiedy tylko skończyłam mówiąc to zdanie, zadzwonił mój telefon, a na ekranie pojawił się Wronka.
- O proszę, chcesz pogadać z nim? – uśmiechnęłam się do Bartka i odebrałam telefon.
- Yes?
- Mam nadzieję, że pamiętasz o naszym zakładzie? – zapytał Andrzej i wiedziałam, że cwaniacko się uśmiechnął.
- Zakładzie? – Bartek krzywo na mnie spojrzał, bo trochę pisnęłam
- Nooo zakładzie.
- Aaaa już czaje, nadal jak najbardziej aktualny. Chyba, że pękasz. – podpuściłam go.
- Ja? Nigdy!
- Tak myślałam.
- A gdzie siedzisz?
- Ja? Nie będzie mnie. Jesteee – nie było mi dane dokończyć, bo Bartek zabrał mi telefon. – Endrju, zadzwoń potem, bo właśnie przerywasz nam nasze ckliwe pożegnanie. – niestety nic więcej nie usłyszałam.
- Ejj co ty mu nagadałeś? Przecież nikt miał nie wiedzieć, o tym ze tutaj byłam, a jeśli chodzi o chłopaków to bardziej obgadują niż kobiety.
- Spoko, spoko on nie wygada.
- Batrekkk, muszę iść – posmutniałam
- No weź, Moniś stara baba jesteś i będziesz tutaj smutać mi. – prawie dokładnie powtórzył to co ja mu wcześniej powiedziałam.  – a o jaki zakład chodziło?
- hyhyhy bo idąc tokiem rozumowania skry i tekstem ‘’ czy twoja dupa jest gotowa na lanie’’ założyliśmy się o kopa w dupę (tylko piłką, żeby nie było), kto wygra mecz Skra – Resovia. No i wiadomo jak Skra wygra to mi się obrywa, a jak Resovia wygra to on obrywa ode mnie.
- No jak dzieci normalnie, jak dzieci.
- A daj spokój, ej serio musze już iść.
- A czkaj, kiedy ten mecz?
- No – zerknęłam na zegarek – za 2 godziny.
- O to może obejrzę.
- Zapraszam, ja z samolotu, to tylko relację live. Żegnaj Bartuś.
- Boże jakbyśmy już nigdy mieli się nie spotkać. Paaa mała. – wtuliliśmy się w siebie i pewnie gdyby nie wyczytali mojego nazwiska przez mikrofon to stalibyśmy tak jeszcze dobrych kilka minut. Lot, jak lot, jak dla mnie bomba! Siedząc miałam cały czas włączony Internet i relację live z meczu, ale to się nie będę wypowiadała na jego temat. Wysłałam Dawidowi tylko kilka bardzo złośliwych sms’ów. Kiedy tylko, wysiadłam z samolotu zadzwoniłam do Kacpra, którego miałam jeszcze przyjąć pod swój dach, tak jak się umówiliśmy czekał już na mnie pod blokiem.
- Hej, sorki, ale nie mogłam na początku taxy złapać.
- Spoczko, dopiero przyjechałem. – przytuliliśmy się
- Uhmmm widzę, nadaj moich ulubionych perfum używasz.
- Nie tylko twoich. – cwaniacko się uśmiechnął
Weszliśmy do mnie i zaczęliśmy ogarniać pokój dla Kacpra. Zajęło nam to dobre 2 godziny, ale efekt był bardzo dobry. Poprzestawialiśmy meble i było już idealnie. Zmęczeni padliśmy na swoje łózka. Ja kolejnymi dniami wracałam do codziennej rutyny, czyli spać – jeść – uczyć się – spać – uczyć się. Tak wyglądały moje dni. Jednak na jednym z nudnych wykładów zaczęłam głębiej rozmyślać nad pomysłem Bartka, mianowicie chodziło o wzbudzenie w Fabianie zazdrości. W sumie to chyba niezły pomysł, bo nawet ja kiedy widzę, że jakaś laska kreci się koło moich przyjaciół zżera mnie zazdrość. Dawid był bardzo zaskoczony kiedy pewnego wieczora wparował do mojego mieszkania i ujrzał tam Kacpra. Oczywiście zaczęły się jakie insynuacje na nasz temat, ale jak zawsze zlaliśmy to.

4 grudzień

Od rana miałam jakieś dziwne przeczucie, Kacper wychodząc do pracy obudził mnie i zrobił śniadanie. Ledwo co podniosłam się z łóżka, a już zadzwonił kurier. Zamówiłam chłopakom bluzy na mikołajki. Oczywiście jak zawsze na urbancity. Dawidowi wybrałam z Patriotic’a, a Kacprowi z labiryntem. Poleciałam na uczelnię, tam czas zleciał mi mega szybko i zarazem bardzo mnie to ucieszyło. W drodze powrotnej zadzwoniła znajoma z mieszkania obok:
- Moniś, mam mega prośbę, Damian poszedł do pracy, a ja jestem chora i chciałam mu zrobić prezent i upiec ciasto czekoladowe, mam prośbę kupiłabyś mi 3 czekolady mleczne?
- Jasne, spoczko tylko ja będę dopiero za jakąś godzinkę w domu.
- To nic, bo to i tak na sam koniec mi będą potrzebne dopiero.
Wstąpiłam do stonki i kupiłam Adze te czekolady, dokupiłam tez chłopakom trochę słodyczy do tego prezentu i pojechałam pod halę, bo tam chciałam złapać Dawida jak będzie wychodził z treningu. Wszystko zapakowałam do mojej bardzo pojemniej torby i wyszłam ze sklepu. Wychodząc z samochodu widziałam jak rozmawia z kimś w środku – tak to był Niko, Jochen i Łukasz. Weszłam i od razu się z nimi przywitałam.
- A teraz przepraszam, muszę wam go na chwilę porwać. – pociągnęłam Dawida kilka kroków dalej.  – no to tak, ja Ci życzę dużo zdrowia, bo to najważniejsze i czego tam sobie wymarzysz, mistrza świata Ci nie życzę, bo już masz, także tego no, kocham Cię. – przytuliłam go
- Moniii słońce ty moje, a ja Ci będę, życzył dopiero jak dostaniesz prezent, także musisz poczekać.
- A jeśli można wiedzieć, to kiedy go dostanę?
- Jutro.
- Uuu słabo, bo dziś wieczorem jeszcze jadę do domu, bo wiesz mikołajki zrobię im niespodziankę.
- No to w takim razie, dostaniesz jak wrócisz.
- A i proszę, nie dałam Ci prezentu. – zaśmiałam się
- A dla nasz nic nie masz? – zapytał z nadzieją w oczach Łukasz i w tym momencie zapaliła  mi się lampka w głowie.
-  I tu was zaskoczę – wyciągnęłam czekolady z torby. – proszę – powiedziałam i podałam każdemu po czekoladzie.
- No kobieta idealna. – skomentował Jochen. Następnie okrążyli mnie i zrobiliśmy wielkiego ”misia”, kątem oka widziałam jak Fabian wyszedł z szatni podążał w naszą stronę, dlatego postanowiłam działać.
- No co wy chłopaki, ja tu do was z prezentami, a wy tylko z jednym niedźwiadkiem do mnie. – udałam oburzoną
- Już naprawiamy. – i zaczęli mnie ściskać.
- Okej, okej wystarczy bo mało tlenu. – za nami usłyszeliśmy tylko trzask drzwi, wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę, to był Fabian, czyli chyb jednak Bartek miał rację.
- A ten co? – zdziwił się Łukasz
- Oj trener go opierdolił.
- Widocznie, miał za co. – dodałam z uśmiechem na ustach.
Pożegnałam się i wróciłam do domu, ale najpierw jeszcze raz poszłam do sklepu po czekolady. Od razu zaniosłam je koleżance. Wróciłam i zaczęłam znosić boje torby do samochodu. Niestety Kacpra nie zastałam, więc prezent postawiłam ja jego łóżku i napisała na kartce życzenia. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. W domu była około 21. Czyli i tak dobrze. Następnego dnia pojechałam do centrum handlowego po jakiś prezent dla Zuzy. Był tak wielki wybór, że na nic nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie padło na ‘ zestaw młodego muzyka’, w jego skład wchodziła gitara i mikrofon. Dni w domu zawsze mijały mi mega szybko, ale to co było tym razem to istna masakra. Ledwo co się budziłam, a już wieczorem kładłam się spać. Kiedy w niedzielę po południu, już się zbierałam zadzwonił do mnie Dawid z prośbą, abym wstąpiła do jego rodzinnego domu i zabrała mu jakieś rzeczy. Oczywiście jako najlepsza siostra (bo zarazem jedyna) spełniłam jego prośbę. Oczywiście obładowana wszelkim jedzeniem od jego mamy tak samo dla niego jak i dla mnie wyszłam z posiadłości mojej rodziny. Od razu po dojechaniu do Rzeszowa kierowałam się do mieszkania Dawida. Tam jak zwykle drzwi były otwarte.
- Siema, weź to ode mnie! – krzyknęłam stojąc w korytarzu. Odpowiedziała mi cisza, więc zostawiłam rzeczy w korytarzu i sama podążyłam dalej. A tam, oczywiście standardowo: Łukasz, Rafał, Niko i … Fabian, ale stwierdziłam, że najzwyczajniej w świecie będę go ignorowała. Naturalnie, że sprawiało mi to ból, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji.
- No dziękuję, że mi pomogłeś. – dodałam
- Pijesz? – zapytał Niko, podnosząc Finlandię.
- Ja? Serio? – pomachałam kluczykami od samochodu  - nie dzięki, a co wy tak, tego..? O nie!
- Nosz kurwa znowu. – podsumował Dawid
- No i co ja mam wam powiedzieć? – zmarszczyłam czoło
- Nic, po prostu się z nami napić.
- Nie, wiecie co, ja już spadam bo jestem zmęczona po jeździe, a i Dawid – kiwnęłam na niego głową – wigilia u nas i nie interesuje mnie, że masz mecz, trening czy coś, obiecałam babci, że Cię na nią dowiozę, a jak nie dowiozę to babcia najpierw zabije mnie a potem ciebie, czaisz!?
- No okej, nie krzycz już.
Nie przystałam na ich propozycję i pozostawiłam ich samych ze sobą. Przez te wszystkie lata kiedy jestem bardzo blisko czy Dawida czy Vive, nie umiem z nimi rozmawiać po przegranej. Najzwyczajniej, jest do trudne dla mnie. No bo co mam im powiedzieć? Nic się nie stało? To jest zarezerwowane dla kopaczy.
- Jestem – krzyknęłam po wejściu do mieszania, ale podobnie jak w Dawida odpowiedziała mi cisza, stwierdziłam, że nikogo nie ma i poszłam do swojego pokoju. A tam zawał, na środku pokoju wielkie, pudło w kokardą na górze. Zaczęłam rozdzierać papier jak małe dziecko, kiedy już się dokopałam pudełka wzięłam nożyk do papieru i to co ujrzałam mnie rozwaliło. W środku była pufa, o której marzyłam, nie do dziś.
- Podoba się? – usłyszałam za sobą, a że ten ktoś mnie przestraszył, a nadal miałam nożyk w dłoni, gwałtownie się odwróciłam i musiałam mega śmiesznie wyglądać .
- Weź, bo mnie zaraz zabijesz.
- Kacper nie strasz mnie!
- Podoba się?
- Nooo, skąd wiedziałeś?
- To Dawid na to wpadł, i się sklepaliśmy, cieszysz się? Teraz tenis to przecież twoja nowa zajawka.
- No kocham was, kocham.
Padłam na łóżko i nie mogłam zasnąć. Powód? Zdecydowanie Fabian. I jakoś go chyba ściągnęłam myślami bo od razu mój telefon pokazał nawa wiadomość. ‘możemy się jutro spotkać’ i znów miałam dylemat, bo jeśli się z nim spotkam, to będę tego zapewne żałowała, a jeśli się z nim nie spotkam to będę, żałowała, że nie spróbowałam, że nie dałam mu szansy. Postanowiłam poradzić się w tym celu Bartka. Ten poradził mi, żebym się na nic definitywnie nie godziła, bo on jeśli naprawdę coś czuje, to będzie o to walczył i nie da mi spokoju. Fabianowi odpisałam krótkie ‘nie, bo chyba nie mamy po co’ dostałam krótką wiadomość ‘ w każdym bądź razie, napisze jutro’.

Grudzień mijał mi bardzo spokojnie, no może oprócz tego, że Fabian nie dawał mi spokoju, jak nie codziennie to co drugi dzień pytał czy możemy się spotkać, nawet kiedyś niby ‘przypadkiem’ wpadł do mnie kiedy przechodził koło mojego bloku i zboczył samochód Dawida. No nawet ja jako osoba łatwo wierna, której na prawdę można wszystko wcisnąć, w to nie uwierzyłam. Nauki miałam coraz więcej, przez zbliżający się okres świąteczny, każdy wpadł w jakiś dziwny szał, nie mówię tutaj o zakupach, ale zachowaniu. Ludzie się zmieniają z powodu przeróżnych bodźców.

Święta… czy wspominałam już, że za bardzo za nimi nie przepadam? Nie? No to teraz mówię, moim zdaniem magia świąt zginęła jakoś w wieku 12/13 lat. Oczywiście spoko jest się spotkać z bardzo daleką rodziną, ale atmosfera jest taka sztuczna i naciągana.
- To kiedy prezenty? – pisnęła Zuza
- No chyba teraz. – kiwnęła mama
-A ja mam dla was trochę, inny prezent, - tata wstał - sprawa wygląda tak, że dostałem propozycję bycia konferansjerem z Vive w Katarze i na mistrzostwa przenoszę się do Kataru. – mama z wrażenia upuściła widelec, który właśnie trzymała, ja natomiast teatralnie wyplułam picie s powrotem do szklanki. Widziałam, że mama była zła, że nic jej wcześniej nie powiedział, ale chyba była już przyzwyczajona to takich sytuacji. Ja natomiast dostałam bilety, jeden na mecz otwarcia z Niemcami i na 1 lutego na mecze o 3 i 1 mijesce. Wieczorem kiedy już wszyscy się porozjeżdżali do domów zadzwonił Bartek:
- Moniś co robisz w Sylwka?
- No mi też Cię miło usłyszeć, witaj!
- No cześć, cześć, to co robisz?
- Tak do końca to jeszcze nie wiem, ale pewnie jak co roku u Kacpra, bo to już prawie tradycja.
- A masz może ochotę na bal sylwestrowy z reprezentacją?
- Z reprezentacją? Co ty gadasz?
- Dostałem zaproszenie, na bal sylwestrowy, PZPN organizuje.
- Hmmm ciekawa propozycja.
- Czyli się zgadzasz?
- A gdzie to?
- I uwaga, uwaga Warszawa, hotel Bristol we Warszawie.
- Uuu proszę we Warszawie powiadasz.
- To jak idziemy razem?
- No ja jak tak nalegasz, to mam inne wyjście?
- Nie! To się jeszcze zgadamy i pojedziemy razem do Wawy.
Gadaliśmy jeszcze długo, bardzo długo i pewnie gadalibyśmy jeszcze więcej, ale zostałam wezwana przez mamę, aby jechać na pasterkę. Plan na następne dni był taki, aby zjeść jak najmniej, bo wizja sylwestra w takim towarzystwie mnie trochę przerażała, tyle dziewczyn w jednym miejscu, które wyglądają jak milion dolarów a ja jak dziesięć złotych. Po świętach zaczął się bieg po sukienkę. Na oku miała trzy, jedną maxi, kolorową i można powiedzieć, że klasyczną. Ostatecznie Bartek zdecydował, wysłałam mu zdjęcia, a on napisał tylko: ‘nie masz czegoś z dekoltem?’ – ‘serio? Szukać z dekoltem?’ – ‘ no jak byś miała, to byłbym bardziej ucieszony’ – ‘Bartek, kurde kopij się w łeb, wybieraj z tych’ – ‘ no to jak nie będzie dekoltu, to nich będą chociaż nogi, czyli ta….



____________________
ja pierdolę, nie mam pytań co do tego wyżej!!!
ja pierdolę, jednak hajs rządzi światem, mieliśmy tego przykład wczoraj na mecz POLSKA – katar
i żeby im Francja dupy skopała, bo opłacanie kibiców to da się zrozumieć, ale nie kupowanie piłkarzy (którzy też swoja drogą też są powaleni i bez honoru) i przekupywanie sędziów!!! No brak słów.
jedno hasło AHMED DETONUJ!!!!!

czytasz?