sobota, 31 stycznia 2015

Fifteen

- Nie pojebało tylko trzeba w nim wzbudzić zazdrość. Z własnego doświadczenia wiem, że to działa. W końcu zrozumie co stracił.
- No sama nie wiem, ale jakoś muszę mu pokazać co stracił.
- I to jest postawa godna mistrza.
- A właśnie, mistrza…. Gadałeś może z którymś z chłopaków?
- Oj, gadałem, ale no co ja mogę, nic nie mogę.
Resztę dnia spędzaliśmy w bardzo miłej atmosferze, poszłam z Bartkiem na trening, ale zbytnio się nie naoglądałam ich treningu, bo gdy tyło siadłam na trybunach zadzwonił mój kolega:
- Hej Moniś, możesz gadać?
- No siemka, Kacper whats up?
- Jest taka sprawa, dostałem 5-cio miesięczny starz wyższy w Rzeszowie i sprawa wygląda tak, że szukałem dla siebie mieszkania, ale wszyscy chcą umowy podpisywać i w ogóle, a ja nie wiem, czy to rzeczywiście będzie 5 miesięcy, 3 czy ile. Bo wiadomo, że w moim zawodzie jeden zły ruch i wszystko w pizdu. Dlatego moje pytanie brzmi: czy posiadasz może w swoim mieszkaniu jakiś pokój?
- O matko, będziemy razem mieszkać.
- No jeszcze nie wiadomo czy będziemy.
- Wiadomo, wiadomo, moje drzwi są zawsze otwarte dla wszystkich naszych zameczków. To kiedy się wprowadzasz?
- A kiedy mogę?
- A o kiedy masz ta pracę?
- Od 1-go stycznia.
- AAA dziś jest który?
- 29 listopad.
- No bo widzisz, trochę mi się dni pomieszały. Ale to czekaj, weź pakuj się i przyjeżdżaj, tylko jest jeden problem, mnie nie ma w kraju, będę jutro. To zrobimy tak, przyjedziesz, ja zadzwonię do Dawida, on ma klucze zapasowe jedne, niech Ci otworzy i tam już nie raz byłeś to chyba się nie zgubisz, a ja wrócę to Ci tam przygotuję pokój, na razie się w salonie rozłożysz, może być?
- Ale zamieszanie robię, a o której będziesz jutro w Polsce?
- Myślę, że około 19. Coś takiego.
- To może, nie będziemy tak kręcić, tylko ja przyjadę tak, na przykład na 20.
- No też w sumie okej, to jakoś ogarnę to mieszkanie.
- Moniś dzięki. A można wiedzieć gdzie jesteś?
- Ale przyrzeknij, że nie powiesz nic nikomu, ani słowa, a jak coś usłyszysz to cię wyprzesz?
- No okej.
- We Włoszech.
- O proszę jak się szlachta barwi.


DAWID
Co ona sobie wyobraża, nie odbiera teraz jeszcze zajęte cały czas. Martwię się, w sumie wiem, ze jest dorosła i może robić co chce, ale w głębi serca czuję się za nią odpowiedzialny. Wchodząc na halę, do szatni odzwoniła w końcu. Machnąłem tylko do chłopaków ręką na tak zwane przywitanie.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie ty jesteś do cholery?
- Ale najpierw gdzie ty jesteś?
- Ja? – zapytałem zdziwiony, że to ona się mnie pyta – w szatni, zaraz mam trening, bo nie wiem, czy wiesz ale w niedzielę gramy ze Skrą.
- A jesteś sam? – rozejrzałem się po szatni i tylko przyłożyłem palec do ust na znak, aby zapanowała cisza.
- No tak, weź się Monika ogarnij, gdzie ty jesteś, wszędzie Cię szukałem.
- Bo widzisz….. pojechałam do Włoch.
- Gdzieeeeeeeeee? – krzyknąłem
- No właśnie, nie chciałam, Ci mówić, bo byś na mnie krzyczał.
- Ale, dziecko drogie, po co?
- Miałam bardzo ważną sprawę do Bartka, która wymagała spotkania w 4 oczy.
- Nie wgłębiam się, musze kończyć, pamiętaj, że w niedzielę mecz.
- Wiem, wiem.
Odłożyłem telefon do torby i zacząłem się zastanawiać, po kim ona ma takie pomysły. Zamyśliłem się.
- EEE Dawid, nie myśl tak, bo jakimś filozofem to ty nie jesteś, no nie oszukujmy się.
- A daj, pan spokój – machnąłem ręką w stronę Pita – no niby 22 lata prawie, a zachowuje się jak jakiś pusty gimbus. Serio.
- Monika?
- No tak, to nie jest moja rodzina, podmienili w szpitalu czy coś.
- A co zrobiła, ze się jej wyrzekasz?
- Miała jakąś tam sprawę i gdzie pojechała, no gdzie? Do Włoch. Na drugi koniec świata.
- Oj nie taki drugi, lepiej tam niż do Rosji. – wtrącił Igła.
- O kurwa, miałem nikomu nie mówić, gdzie ona jest. Nie sypniecie mnie?
- No coś ty, jesteśmy drużyną i to co w drużynie, nie wychodzi poza nią.
- Dzięki, bo by mnie zabiła. A Igła – pstryknąłem palcami – temat Rosji chyba został zamknięty. Bo nic ostatnio nie słyszałem na jego temat.
-To dobrze? – zapytał niepewny Pit.
- No dla mnie tak, nie lubię go, za dobra Monika dla niego była. Moim zdaniem cham i tyle.
Dzisiejszy trening, był inny. Niby robiliśmy to samo, ale każdy dobitnie czuł nadchodzący mecz. Każdy chciał wypaść jak najlepiej by znaleźć się w wyjściowej szóstce.

MONIKA
Mówiłam sobie tylko jedno słowo pod nosem ‘fuck, fuck, fuck’.
- Co to za nie ładne słownictwo? – zapytał Bartek, który właśnie wyszedł z szatni z butelką wody.
- A daj spokój, zapomniałam, że jutro Resovia ze Skrą gra.
- UUU walka gigantów.
- No, ale nie obejrzę raczej, bo będę w samolocie.
- A może zostaniesz jeszcze kilka dni?
- Nie mogę, muszę oddać pracę, mam jeden rozdział a chciałam jeszcze napisać coś do drugiego.
- Fiu, fiu pani inżynier.
- No jak dobrze pójdzie, to będzie pani inżynier.
- Będzie, będzie. – uśmiechnął się zabójczo i poszedł.
Trening? Jak każdy inny. Grali pięknie, chociaż pięknie to zbyt słabe określenie dla ich gry. Grali bardzo dobrze, a może i nawet bardziej niż bardzo. A i przy okazji popatrzyłam sobie na ładne i zgrabne tyłeczki. Następnie wyciągnęłam Bartka na małe zakupy. I ogłaszam wszem i wobec, że był to najszybszy zakup w moim życiu. Weszłam do sklepu, zobaczyłam, przymierzyłam, kupiłam. Zajęło mi to jakieś 10 minut. Nawet Bartek był pod sporym wrażeniem. Poszliśmy jeszcze na prawdziwy włoski obiad – lasanege, o dziwo smakowało mi, bo w domu to tak nie koniecznie.
Nadszedł w końcu mój czas i musiałam wracać do Polski.
- Nie chce żebyś leciała, będzie mi smutni.
- Oj Bartuś, stary chłop jesteś, nie będzie bo już niedługo święta. – kiedy tylko skończyłam mówiąc to zdanie, zadzwonił mój telefon, a na ekranie pojawił się Wronka.
- O proszę, chcesz pogadać z nim? – uśmiechnęłam się do Bartka i odebrałam telefon.
- Yes?
- Mam nadzieję, że pamiętasz o naszym zakładzie? – zapytał Andrzej i wiedziałam, że cwaniacko się uśmiechnął.
- Zakładzie? – Bartek krzywo na mnie spojrzał, bo trochę pisnęłam
- Nooo zakładzie.
- Aaaa już czaje, nadal jak najbardziej aktualny. Chyba, że pękasz. – podpuściłam go.
- Ja? Nigdy!
- Tak myślałam.
- A gdzie siedzisz?
- Ja? Nie będzie mnie. Jesteee – nie było mi dane dokończyć, bo Bartek zabrał mi telefon. – Endrju, zadzwoń potem, bo właśnie przerywasz nam nasze ckliwe pożegnanie. – niestety nic więcej nie usłyszałam.
- Ejj co ty mu nagadałeś? Przecież nikt miał nie wiedzieć, o tym ze tutaj byłam, a jeśli chodzi o chłopaków to bardziej obgadują niż kobiety.
- Spoko, spoko on nie wygada.
- Batrekkk, muszę iść – posmutniałam
- No weź, Moniś stara baba jesteś i będziesz tutaj smutać mi. – prawie dokładnie powtórzył to co ja mu wcześniej powiedziałam.  – a o jaki zakład chodziło?
- hyhyhy bo idąc tokiem rozumowania skry i tekstem ‘’ czy twoja dupa jest gotowa na lanie’’ założyliśmy się o kopa w dupę (tylko piłką, żeby nie było), kto wygra mecz Skra – Resovia. No i wiadomo jak Skra wygra to mi się obrywa, a jak Resovia wygra to on obrywa ode mnie.
- No jak dzieci normalnie, jak dzieci.
- A daj spokój, ej serio musze już iść.
- A czkaj, kiedy ten mecz?
- No – zerknęłam na zegarek – za 2 godziny.
- O to może obejrzę.
- Zapraszam, ja z samolotu, to tylko relację live. Żegnaj Bartuś.
- Boże jakbyśmy już nigdy mieli się nie spotkać. Paaa mała. – wtuliliśmy się w siebie i pewnie gdyby nie wyczytali mojego nazwiska przez mikrofon to stalibyśmy tak jeszcze dobrych kilka minut. Lot, jak lot, jak dla mnie bomba! Siedząc miałam cały czas włączony Internet i relację live z meczu, ale to się nie będę wypowiadała na jego temat. Wysłałam Dawidowi tylko kilka bardzo złośliwych sms’ów. Kiedy tylko, wysiadłam z samolotu zadzwoniłam do Kacpra, którego miałam jeszcze przyjąć pod swój dach, tak jak się umówiliśmy czekał już na mnie pod blokiem.
- Hej, sorki, ale nie mogłam na początku taxy złapać.
- Spoczko, dopiero przyjechałem. – przytuliliśmy się
- Uhmmm widzę, nadaj moich ulubionych perfum używasz.
- Nie tylko twoich. – cwaniacko się uśmiechnął
Weszliśmy do mnie i zaczęliśmy ogarniać pokój dla Kacpra. Zajęło nam to dobre 2 godziny, ale efekt był bardzo dobry. Poprzestawialiśmy meble i było już idealnie. Zmęczeni padliśmy na swoje łózka. Ja kolejnymi dniami wracałam do codziennej rutyny, czyli spać – jeść – uczyć się – spać – uczyć się. Tak wyglądały moje dni. Jednak na jednym z nudnych wykładów zaczęłam głębiej rozmyślać nad pomysłem Bartka, mianowicie chodziło o wzbudzenie w Fabianie zazdrości. W sumie to chyba niezły pomysł, bo nawet ja kiedy widzę, że jakaś laska kreci się koło moich przyjaciół zżera mnie zazdrość. Dawid był bardzo zaskoczony kiedy pewnego wieczora wparował do mojego mieszkania i ujrzał tam Kacpra. Oczywiście zaczęły się jakie insynuacje na nasz temat, ale jak zawsze zlaliśmy to.

4 grudzień

Od rana miałam jakieś dziwne przeczucie, Kacper wychodząc do pracy obudził mnie i zrobił śniadanie. Ledwo co podniosłam się z łóżka, a już zadzwonił kurier. Zamówiłam chłopakom bluzy na mikołajki. Oczywiście jak zawsze na urbancity. Dawidowi wybrałam z Patriotic’a, a Kacprowi z labiryntem. Poleciałam na uczelnię, tam czas zleciał mi mega szybko i zarazem bardzo mnie to ucieszyło. W drodze powrotnej zadzwoniła znajoma z mieszkania obok:
- Moniś, mam mega prośbę, Damian poszedł do pracy, a ja jestem chora i chciałam mu zrobić prezent i upiec ciasto czekoladowe, mam prośbę kupiłabyś mi 3 czekolady mleczne?
- Jasne, spoczko tylko ja będę dopiero za jakąś godzinkę w domu.
- To nic, bo to i tak na sam koniec mi będą potrzebne dopiero.
Wstąpiłam do stonki i kupiłam Adze te czekolady, dokupiłam tez chłopakom trochę słodyczy do tego prezentu i pojechałam pod halę, bo tam chciałam złapać Dawida jak będzie wychodził z treningu. Wszystko zapakowałam do mojej bardzo pojemniej torby i wyszłam ze sklepu. Wychodząc z samochodu widziałam jak rozmawia z kimś w środku – tak to był Niko, Jochen i Łukasz. Weszłam i od razu się z nimi przywitałam.
- A teraz przepraszam, muszę wam go na chwilę porwać. – pociągnęłam Dawida kilka kroków dalej.  – no to tak, ja Ci życzę dużo zdrowia, bo to najważniejsze i czego tam sobie wymarzysz, mistrza świata Ci nie życzę, bo już masz, także tego no, kocham Cię. – przytuliłam go
- Moniii słońce ty moje, a ja Ci będę, życzył dopiero jak dostaniesz prezent, także musisz poczekać.
- A jeśli można wiedzieć, to kiedy go dostanę?
- Jutro.
- Uuu słabo, bo dziś wieczorem jeszcze jadę do domu, bo wiesz mikołajki zrobię im niespodziankę.
- No to w takim razie, dostaniesz jak wrócisz.
- A i proszę, nie dałam Ci prezentu. – zaśmiałam się
- A dla nasz nic nie masz? – zapytał z nadzieją w oczach Łukasz i w tym momencie zapaliła  mi się lampka w głowie.
-  I tu was zaskoczę – wyciągnęłam czekolady z torby. – proszę – powiedziałam i podałam każdemu po czekoladzie.
- No kobieta idealna. – skomentował Jochen. Następnie okrążyli mnie i zrobiliśmy wielkiego ”misia”, kątem oka widziałam jak Fabian wyszedł z szatni podążał w naszą stronę, dlatego postanowiłam działać.
- No co wy chłopaki, ja tu do was z prezentami, a wy tylko z jednym niedźwiadkiem do mnie. – udałam oburzoną
- Już naprawiamy. – i zaczęli mnie ściskać.
- Okej, okej wystarczy bo mało tlenu. – za nami usłyszeliśmy tylko trzask drzwi, wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę, to był Fabian, czyli chyb jednak Bartek miał rację.
- A ten co? – zdziwił się Łukasz
- Oj trener go opierdolił.
- Widocznie, miał za co. – dodałam z uśmiechem na ustach.
Pożegnałam się i wróciłam do domu, ale najpierw jeszcze raz poszłam do sklepu po czekolady. Od razu zaniosłam je koleżance. Wróciłam i zaczęłam znosić boje torby do samochodu. Niestety Kacpra nie zastałam, więc prezent postawiłam ja jego łóżku i napisała na kartce życzenia. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. W domu była około 21. Czyli i tak dobrze. Następnego dnia pojechałam do centrum handlowego po jakiś prezent dla Zuzy. Był tak wielki wybór, że na nic nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie padło na ‘ zestaw młodego muzyka’, w jego skład wchodziła gitara i mikrofon. Dni w domu zawsze mijały mi mega szybko, ale to co było tym razem to istna masakra. Ledwo co się budziłam, a już wieczorem kładłam się spać. Kiedy w niedzielę po południu, już się zbierałam zadzwonił do mnie Dawid z prośbą, abym wstąpiła do jego rodzinnego domu i zabrała mu jakieś rzeczy. Oczywiście jako najlepsza siostra (bo zarazem jedyna) spełniłam jego prośbę. Oczywiście obładowana wszelkim jedzeniem od jego mamy tak samo dla niego jak i dla mnie wyszłam z posiadłości mojej rodziny. Od razu po dojechaniu do Rzeszowa kierowałam się do mieszkania Dawida. Tam jak zwykle drzwi były otwarte.
- Siema, weź to ode mnie! – krzyknęłam stojąc w korytarzu. Odpowiedziała mi cisza, więc zostawiłam rzeczy w korytarzu i sama podążyłam dalej. A tam, oczywiście standardowo: Łukasz, Rafał, Niko i … Fabian, ale stwierdziłam, że najzwyczajniej w świecie będę go ignorowała. Naturalnie, że sprawiało mi to ból, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji.
- No dziękuję, że mi pomogłeś. – dodałam
- Pijesz? – zapytał Niko, podnosząc Finlandię.
- Ja? Serio? – pomachałam kluczykami od samochodu  - nie dzięki, a co wy tak, tego..? O nie!
- Nosz kurwa znowu. – podsumował Dawid
- No i co ja mam wam powiedzieć? – zmarszczyłam czoło
- Nic, po prostu się z nami napić.
- Nie, wiecie co, ja już spadam bo jestem zmęczona po jeździe, a i Dawid – kiwnęłam na niego głową – wigilia u nas i nie interesuje mnie, że masz mecz, trening czy coś, obiecałam babci, że Cię na nią dowiozę, a jak nie dowiozę to babcia najpierw zabije mnie a potem ciebie, czaisz!?
- No okej, nie krzycz już.
Nie przystałam na ich propozycję i pozostawiłam ich samych ze sobą. Przez te wszystkie lata kiedy jestem bardzo blisko czy Dawida czy Vive, nie umiem z nimi rozmawiać po przegranej. Najzwyczajniej, jest do trudne dla mnie. No bo co mam im powiedzieć? Nic się nie stało? To jest zarezerwowane dla kopaczy.
- Jestem – krzyknęłam po wejściu do mieszania, ale podobnie jak w Dawida odpowiedziała mi cisza, stwierdziłam, że nikogo nie ma i poszłam do swojego pokoju. A tam zawał, na środku pokoju wielkie, pudło w kokardą na górze. Zaczęłam rozdzierać papier jak małe dziecko, kiedy już się dokopałam pudełka wzięłam nożyk do papieru i to co ujrzałam mnie rozwaliło. W środku była pufa, o której marzyłam, nie do dziś.
- Podoba się? – usłyszałam za sobą, a że ten ktoś mnie przestraszył, a nadal miałam nożyk w dłoni, gwałtownie się odwróciłam i musiałam mega śmiesznie wyglądać .
- Weź, bo mnie zaraz zabijesz.
- Kacper nie strasz mnie!
- Podoba się?
- Nooo, skąd wiedziałeś?
- To Dawid na to wpadł, i się sklepaliśmy, cieszysz się? Teraz tenis to przecież twoja nowa zajawka.
- No kocham was, kocham.
Padłam na łóżko i nie mogłam zasnąć. Powód? Zdecydowanie Fabian. I jakoś go chyba ściągnęłam myślami bo od razu mój telefon pokazał nawa wiadomość. ‘możemy się jutro spotkać’ i znów miałam dylemat, bo jeśli się z nim spotkam, to będę tego zapewne żałowała, a jeśli się z nim nie spotkam to będę, żałowała, że nie spróbowałam, że nie dałam mu szansy. Postanowiłam poradzić się w tym celu Bartka. Ten poradził mi, żebym się na nic definitywnie nie godziła, bo on jeśli naprawdę coś czuje, to będzie o to walczył i nie da mi spokoju. Fabianowi odpisałam krótkie ‘nie, bo chyba nie mamy po co’ dostałam krótką wiadomość ‘ w każdym bądź razie, napisze jutro’.

Grudzień mijał mi bardzo spokojnie, no może oprócz tego, że Fabian nie dawał mi spokoju, jak nie codziennie to co drugi dzień pytał czy możemy się spotkać, nawet kiedyś niby ‘przypadkiem’ wpadł do mnie kiedy przechodził koło mojego bloku i zboczył samochód Dawida. No nawet ja jako osoba łatwo wierna, której na prawdę można wszystko wcisnąć, w to nie uwierzyłam. Nauki miałam coraz więcej, przez zbliżający się okres świąteczny, każdy wpadł w jakiś dziwny szał, nie mówię tutaj o zakupach, ale zachowaniu. Ludzie się zmieniają z powodu przeróżnych bodźców.

Święta… czy wspominałam już, że za bardzo za nimi nie przepadam? Nie? No to teraz mówię, moim zdaniem magia świąt zginęła jakoś w wieku 12/13 lat. Oczywiście spoko jest się spotkać z bardzo daleką rodziną, ale atmosfera jest taka sztuczna i naciągana.
- To kiedy prezenty? – pisnęła Zuza
- No chyba teraz. – kiwnęła mama
-A ja mam dla was trochę, inny prezent, - tata wstał - sprawa wygląda tak, że dostałem propozycję bycia konferansjerem z Vive w Katarze i na mistrzostwa przenoszę się do Kataru. – mama z wrażenia upuściła widelec, który właśnie trzymała, ja natomiast teatralnie wyplułam picie s powrotem do szklanki. Widziałam, że mama była zła, że nic jej wcześniej nie powiedział, ale chyba była już przyzwyczajona to takich sytuacji. Ja natomiast dostałam bilety, jeden na mecz otwarcia z Niemcami i na 1 lutego na mecze o 3 i 1 mijesce. Wieczorem kiedy już wszyscy się porozjeżdżali do domów zadzwonił Bartek:
- Moniś co robisz w Sylwka?
- No mi też Cię miło usłyszeć, witaj!
- No cześć, cześć, to co robisz?
- Tak do końca to jeszcze nie wiem, ale pewnie jak co roku u Kacpra, bo to już prawie tradycja.
- A masz może ochotę na bal sylwestrowy z reprezentacją?
- Z reprezentacją? Co ty gadasz?
- Dostałem zaproszenie, na bal sylwestrowy, PZPN organizuje.
- Hmmm ciekawa propozycja.
- Czyli się zgadzasz?
- A gdzie to?
- I uwaga, uwaga Warszawa, hotel Bristol we Warszawie.
- Uuu proszę we Warszawie powiadasz.
- To jak idziemy razem?
- No ja jak tak nalegasz, to mam inne wyjście?
- Nie! To się jeszcze zgadamy i pojedziemy razem do Wawy.
Gadaliśmy jeszcze długo, bardzo długo i pewnie gadalibyśmy jeszcze więcej, ale zostałam wezwana przez mamę, aby jechać na pasterkę. Plan na następne dni był taki, aby zjeść jak najmniej, bo wizja sylwestra w takim towarzystwie mnie trochę przerażała, tyle dziewczyn w jednym miejscu, które wyglądają jak milion dolarów a ja jak dziesięć złotych. Po świętach zaczął się bieg po sukienkę. Na oku miała trzy, jedną maxi, kolorową i można powiedzieć, że klasyczną. Ostatecznie Bartek zdecydował, wysłałam mu zdjęcia, a on napisał tylko: ‘nie masz czegoś z dekoltem?’ – ‘serio? Szukać z dekoltem?’ – ‘ no jak byś miała, to byłbym bardziej ucieszony’ – ‘Bartek, kurde kopij się w łeb, wybieraj z tych’ – ‘ no to jak nie będzie dekoltu, to nich będą chociaż nogi, czyli ta….



____________________
ja pierdolę, nie mam pytań co do tego wyżej!!!
ja pierdolę, jednak hajs rządzi światem, mieliśmy tego przykład wczoraj na mecz POLSKA – katar
i żeby im Francja dupy skopała, bo opłacanie kibiców to da się zrozumieć, ale nie kupowanie piłkarzy (którzy też swoja drogą też są powaleni i bez honoru) i przekupywanie sędziów!!! No brak słów.
jedno hasło AHMED DETONUJ!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytasz?